Reklama

Kuchnia dyplomatyczna Katarzyny Bosackiej

Kilka miesięcy temu z rodziną przeprowadziła się do Kanady, gdzie jej mąż został ambasadorem RP. Dziennikarka opowiedziała nam o kuchni dyplomatycznej i nowych odkryciach kulinarnych.

Od kilku miesięcy mieszka pani w Kanadzie. Proszę powiedzieć, jak funkcjonuje pani nowa kuchnia?

Katarzyna Bosacka: - Wiele się nie zmieniło. Nadal dużo gotuję, bo córki nie mają stołówki w szkole, a syn ma, ale z daniami z mrożonek, więc odmawia jedzenia tam obiadów. Dzieci dostają więc do szkoły zupę w termosie, coś do picia, jogurt i owoce. Tu zima trzyma przez wiele miesięcy, śniegu jest mnóstwo. Dzieciaki wychodzą w środku dnia na dwór, a gdy wracają zupa im smakuje najlepiej. Codziennie gotuję nową. W Kanadzie podobnie jak w USA jest problem z chlebem na zakwasie, bez którego nie potrafię żyć, ale jeden z naszych znajomych wypieka go w domu, więc mamy i pyszny chleb!

Reklama

Pani mąż piastuje stanowisko ambasadora RP w Kanadzie. Jak wygląda kuchnia dyplomatyczna?

- Na kolacjach reprezentacyjnych i na bankietach serwujemy wyłącznie dania kuchni polskiej. Wiele razy słyszałam, że bigos i śledzie nie nadają się do promowania w kręgach dyplomatycznych, bo są zbyt intensywne w smaku. Kompletnie się z tym nie zgadzam. Jeśli bigos podamy w formie eleganckich tartaletek np. do barszczu, a śledzia pod śmietanową pierzynką, udekorowaną czarnym kawiorem, goście są zachwyceni. Tradycyjne potrawy kuchni polskiej mogą być wspaniałą bazą do wykwintnych dań.

Jakie są pani kanadyjskie odkrycia kulinarne?

- Należy do nich syrop klonowy. Stary wynalazek Indian nie tylko jest zdrowszy i mniej kaloryczny - Będę przyjeżdżać do Polski regularnie i kręcić nowe odcinki od cukru, ale też bardziej intensywny w smaku. Odkrywamy też na nowo wołowinę. Wystarczy kupić dobry stek i wrzucić na patelnię. Do tego sałata z dresingiem z octu winnego z syropem klonowym i w ciągu dziesięciu minut mamy danie godne królów! Kanadyjczycy mają wiele pysznych serów, win, a zwłaszcza tzw. ice wine z częściowo zmrożonych winogron.

Jak teraz będzie wyglądała pani współpraca ze stacją TVN Style?

- Będę przyjeżdżać do Polski regularnie i kręcić nowe odcinki. Scenariusze piszę za oceanem, na miejscu mam ogromną pomoc redakcji, a w Ottawie wiele polskich sklepów z najróżniejszymi krajowymi produktami.

Zdrowie i uroda: co na co ma większy wpływ?

- Myślę, że jest wiele przykładów osób, które występują w mediach, są naprawdę piękne, ale jednocześnie szpecą się na własne życzenie. Proszę zwrócić uwagę, że niemal wszystkie prezenterki stają się do siebie podobne - odmłodzone, wygładzone z powiększonymi ustami. Czasem mam wrażenie, że mamy na ekranie atak klonów. Ja będę starzeć się z godnością. Ciężko mi po czwartym porodzie wrócić do rozmiaru sprzed ciąży, ale jeszcze mi się uda. Na razie nadal karmię piersią.

Szczęście tkwi w tym wymarzonym rozmiarze, czy w nas samych?

- Głęboko wierzę, że szczęście jest w nas. Jednak zdecydowanie powinniśmy uważać na kilogramy, a ja - osoba mówiąca o zdrowym jedzeniu i zdrowych zakupach, nie mogę ważyć 120 kilogramów. Oczywiście nie muszę też ważyć 45 kilogramów i nosić rozmiaru zero, ale dobrze, żebym mieściła się w ramach przyzwoitości. Kocham jedzenie i nigdy nie będę chuda. Nigdy!

Rozmawiała Beata Banasiewicz.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy