Kraśko: Każdy dramat porusza
W tym roku rozegrało się tyle dramatycznych wydarzeń, że sezon ogórkowy nie byłby wcale zły - przekonuje Piotr Kraśko. Dziennikarz pojechał relacjonować wizytę prezydenta w Katyniu, a był świadkiem tragedii pod Smoleńskiem. Napisał o tym książkę.
Prezenter przyznaje, że często znajduje się w centrum wydarzeń w wyniku zbiegu okoliczności.
- Do Tajlandii leciałem na sylwestra. Po Strefie Gazy i Pomarańczowej Rewolucji w Kijowie wybrałem miejsce, gdzie nie spodziewałem się niczego ciekawego dla telewizji. Tymczasem, nadeszło tsunami. Kiedy wylądowaliśmy, dzwoniono już z redakcji z prośbą, bym zapomniał o urlopie i zaczął nadawać relacje. Ale byłem blisko także wielkich, radosnych wydarzeń - to np. negocjacje, których finałem było nasze przystąpienie do Unii Europejskiej, referendum, które o tym przesądziło, wejście Polski do NATO, czy choćby ceremonia wręczenia nagrody Nobla Wisławie Szymborskiej - opowiada.
Jak twierdzi, w jego pracy nie można oddzielić życia prywatnego od zawodowego.
- Tak to jest, że w tym zawodzie praca i tak wcześniej czy później cię dogoni. Poza tym jesteśmy uzależnieni od informacji, nawet gdy jestem poza redakcją, włączam Internet w telefonie i patrzę na depesze - tłumaczy.
Dodaje jednak, że są też momenty, gdy zdarza mu się wyłączać komórkę.
- Są chwile święte, na przykład kiedy bawię się z synami. Dzieciom nie można poświęcać 'trochę' czasu. Nie można na przykład w trakcie walki na miecze świetlne zrobić przerwy na telefon. Jest i druga sytuacja, kiedy nie odbieram - gdy jadę motorem, po prostu nie usłyszę dzwonka - śmieje się.
O Kraśko można z pewnością powiedzieć, że w pewnym sensie jest uzależniony od informacji.
- Praca nad następnym programem zaczyna się w chwili, gdy kończy się poprzedni. A czasem nad jednym tematem pracuje się wiele dni. Kiedy robiłem materiał o specjalnym więzieniu dla bojowników Al-Kaidy w Guantanamo, przygotowania zajęły kilka miesięcy. Żeby dziennikarz był w stanie komentować jakieś wydarzenia, najpierw musi się do tego solidnie przygotować - wyznaje.
W jego życiu często zdarzają się sytuacje, gdy spotyka się z ludzkim nieszczęściem, na które nie można się uodpornić.
- Nie ma muru, który by przed tym chronił. Niezależnie, ile razy widzi się dramat, porusza tak samo. Straszne są wizyty w szpitalach, zwłaszcza, gdy widzi się małe dzieci w ciężkim stanie. Wojna wypada efektownie jedynie w filmach. Tam widzi się generała, który naciska guzik i rakieta niszczy bazę terrorystów. W życiu jest tak, że obok spadającej bomby jest zazwyczaj dom, w którym mieszkają niewinni ludzie. Dziennikarzom też zdarzają się niebezpieczne sytuacje, ale to nie ma nic wspólnego z dramatem, jaki przeżywają ludzie, którzy są wokół nas. My jesteśmy tam tylko 'przejazdem' i wiedzieliśmy, dlaczego tam jedziemy. A nikt z poszkodowanych osób nie chciał być na trasie huraganu Katrina, ani tsunami, powodzi, czy spadających w Bejrucie bomb. Media kiedyś wyjadą, a ci ludzie ze swoją tragedią zostaną już na zawsze - podsumowuje.
Z Piotrem Kraśko rozmawiał Artur Krasicki.
Więcej czytaj w magazynie "Tele Tydzień"