Reklama

Katarzyna Dowbor: Święta trzeba przeżyć

Jest silną i przebojową kobietą, ale ma jedną słabość. To święta Bożego Narodzenia. Czeka na nie cały rok. Uwielbia te dni pokoju i radości

Taki wieczór jest tylko jeden raz w roku. Zakochana w świętach Bożego Narodzenia dziennikarka Katarzyna Dowbor (52 l.) już od pierwszych dni grudnia przygotowuje się na najbardziej uroczystą chwilę w roku. Najważniejsi zawsze będą dla niej ludzie i to właśnie spotkanie z nimi przy wspólnym stole uważa za prawdziwą moc tych dni. 24 grudnia zasiądą do radosnej biesiady, podzielą się opłatkiem. Z okien nowego domu dziennikarki pod Warszawą córka Marysia (12 l.) z niecierpliwością będzie wypatrywać pierwszej gwiazdy na niebie. Prezenty, przygotowanie potraw, przystrojenie drzewka dodadzą tym dniom niepowtarzalnego klimatu...

Reklama

Jak spędzi pani tegoroczne święta? Zgodnie z polską tradycją - w domu, w rodzinnym gronie, przy suto zastawionym stole, kolędach i choince?

Katarzyna Dowbor: - Jestem w tym względzie nieugięcie staroświecka. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym świętować inaczej. Choć przez wiele lat lubiłam białe święta spędzone na wyjeździe. Wieczerzę wigilijną celebrowaliśmy w domu, a w drugi dzień świąt wyjeżdżaliśmy z rodziną i z przyjaciółmi w góry, by w śnieżnobiałej bajkowej scenerii powitać Nowy Rok. W tym roku całe święta chcemy celebrować w domu. Marzymy, żeby tylko spadło choć trochę śniegu... Białe święta tworzą jeszcze bardziej wyjątkowy klimat, do którego tęskni się potem cały rok.

To będzie pierwsza Wigilia w nowym domu?

- Ta już będzie trzecia. Mój dom idealnie nadaje się do świątecznych klimatów. Pięknie przystrojony, wygląda jak z bajki. Niewielki, drewniany, z kominkiem, wieszamy nad nim mikołajowe skarpety z podarunkami! Zresztą całe nasze osiedle - a jest to sto dwadzieścia domów - będzie wyglądać jak ze świątecznej bajki Disneya. Każdy dom jest strojony setkami ozdób, oświetlony, ma kolorowe firanki w oknach. Po prostu miejsce magiczne. Toczę bój z moją córką Marysią, kiedy mamy zacząć szykować świąteczne dekoracje. Chciałabym już na początku grudnia, by ten niezwykły nastrój trwał jak najdłużej.

- Marysi nie podoba się, że Boże Narodzenie coraz częściej startuje nazajutrz po Wszystkich Świętych. Mówi, że dom należy upiększać tuż przed Wigilią. Krakowskim targiem stanie pewnie na tym, że oświetlimy dom 22 grudnia. W tym samym dniu w salonie rozbłyśnie choinka. Musi być duża, aż po sam sufit, i pięknie pachnieć żywicą. Ze specjalnej plantacji. Może narażę się miłośnikom ekologii, ale w tym przypadku nie uznaję żadnych produktów nienaturalnych!

A co jest niezbędnym minimum, żeby uznać święta za udane i spełnione?

- Bardzo dużo przeniosłam z tradycji domowej, z lat mojego dzieciństwa. Nasze święta były wspaniałe, wzruszające, choć skromne. Szykowaliśmy się do nich tygodniami. Pamiętam, jak z bratem robiliśmy ozdoby na choinkę z kolorowych bibułek i słomek, własnoręcznie malowaliśmy bombki... Rodzice uważali, że w te dni najważniejsza jest wspólna rozmowa przy stole, miłość i poczucie bliskości. Stół nie musi uginać się od mnóstwa dań. W tym dniu i tak każda potrawa smakuje wyjątkowo.

Zgodnie z tradycją podczas wieczerzy wigilijnej podane być powinno dwanaście potraw...

- Kulinaria nie stanowią o sednie świąt Bożego Narodzenia. Jak wspominałam, nasz dom był skromny. Rodzice nigdy nie przygotowywali świąt na zasadzie "zastaw się a postaw się". Hitem wigilijnego stołu były ryby, które przyrządzał tata. Robił wyśmienitą zupę rybną, do której - muszę to przyznać - jednak nikt z nas nie miał przekonania. Całą potrawę musiał zjeść sam! Teraz, gdy już go nie ma wśród nas, zastępuję tego karpia łatwiejszym dla mnie do zrobienia łososiem.

- Tata przyrządzał też pyszną kapustę z grzybami, którą teraz świetnie robi według jego przepisu moja mama. Na stole będzie jeszcze barszcz z uszkami i kompot z suszu. To chyba wszystko... Święta trzeba przeżyć, a nie przecierpieć na kanapie w bólach z przejedzenia.

Udana Wigilia to niepowtarzalna atmosfera, tworzona również przez najpiękniejsze kolędy.

- Kolędowanie to był bardzo ważny rytuał w domu. Tata skończył szkołę muzyczną, pięknie grał na skrzypcach, na pianinie. I tych muzycznych akcentów przy choince bardzo mi brakuje. Kiedy jest z nami brat, gra "Cichą noc" na gitarze. Wracają wtedy wspomnienia. Na mojej domowej Wigilii w tym roku będzie około dziesięciu osób. Niestety, zabraknie mojego brata - od lat mieszka w Stanach, prowadzi tam własną firmę. Nie może, ot tak, urwać się na kilka dni w rodzinne strony. Muszę poczekać na niego aż do wakacji, gdy będzie miał dłuższy urlop.

Gwiazdka, a tydzień później Nowy Rok. Niektórzy twierdzą, że to okazja do życiowego przełomu. Czy pani też 1 stycznia obiecuje zacząć nowe życie?

- Nie, nie wierzę w magię takiej daty. Jeśli ma się coś zmienić, zdarzy się z dnia na dzień, nie musimy czekać na dzień 1 stycznia. A przy tym, w nowym roku będę miała rok więcej... w dacie urodzenia. Więc myślę o tym bez zapału.

Jaki był dla pani ten mijający rok, który już za chwilę odejdzie do historii?

- Trudny. Dość refleksyjny. Na wiele rzeczy nie miałam zupełnie wpływu, na przykład na zmiany, jakie zaszły w moim miejscu pracy, czyli publicznej telewizji. Na decyzje co do programów, które firmowałam. Na szczęście w życiu kieruję się zasadą, która w trudnych sytuacjach bardzo mi pomaga: wiedz, że nic nie jest ci dane raz na zawsze. Długo pracuję w telewizji, przez ten czas wiele razy zdejmowano mi programy, potem znów mi je oddawano. Przyzwyczaiłam się, że jeśli coś dostaję, to tylko na jakiś czas. Nowego Roku nie postrzegam jako okazji do życiowego przełomu.

Czekanie z pokorą? To dobra postawa na dzisiejsze czasy, gdy trzeba twardo walczyć o swoje?

- Ależ ja nie jestem taka cicha i potulna. Ale dziś ważniejszy jest da mnie kręgosłup moralny niż bezpardonowa walka za wszelką cenę o "moje". Dzięki temu mogę spokojnie patrzeć na siebie w lustrze. A zajęć mi nie brakuje. Pracuję na estradzie, uczę studentów wydziału dziennikarstwa, mam program w TVP Warszawa... W życiu jest czas na karierę i na moment wyciszenia, gdy można zastanowić się nad przyszłością.

I jakie płyną z tego wnioski? Opracowała pani jakiś plan awaryjny na przyszłość?

- Zawsze mam plan B. Z wiekiem doceniam to, jaką cnotą jest cierpliwość. Nie powinno się działać i podejmować decyzji w emocjach. Oczywiście, byleby nie czekać za długo... Wiem, że młodość ma swoje prawa. Ale wciąż wierzę, że w wielkiej cenie jest też życiowa dojrzałość.

Rozmawiała Ewa Tarasiuk

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Dowbor | cały | katarzyna | Boże Narodzenie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy