Kamil Durczok przed sądem za jazdę po pijanemu. "To nie miało prawa się zdarzyć"
W środę przed Sądem Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim rozpoczął się proces dziennikarza Kamila Durczoka, który w 2019 roku będąc pod wpływem alkoholu spowodował kolizję na drodze krajowej nr 1. "Staję przed wysokim sądem z pełną świadomością tego, że za to, co zrobiłem, muszę ponieść karę, powinienem ją ponieść i tę karę poniosę" – powiedział dziennikarz, który przeprosił za swoje zachowanie. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Pod koniec lipca 2019 roku na drodze krajowej nr 1 pod Piotrkowem Trybunalskim 52-letni Kamil Durczok uczestniczył w kolizji na remontowanym odcinku trasy. Jadąc samochodem bmw w kierunku Katowic, najechał na pachołki oddzielające pasy ruchu. Następnie jeden z pachołków uderzył w auto nadjeżdżające z przeciwka. Nikt z uczestników kolizji nie ucierpiał.
Okazało się, że dziennikarz miał 2,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Trafił do policyjnej izby zatrzymań.
Durczok przed sądem: To się zwyczajnie nie miało prawa zdarzyć
Dziś przed Sądem Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim rozpoczął się proces Kamila Durczoka (wydał zgodę na podawanie pełnego nazwiska - red.). Dziennikarz przyznał się do prowadzenia samochodu po alkoholu; nie przyznał się natomiast, że swoim zachowaniem sprowadził bezpośrednie niebezpieczeństwo zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym.
Odmówił odpowiadania na pytania oraz składania wyjaśnień. Jak tłumaczył, minęło półtora roku, w związku z czym - ze względu na upływ czasu - nie chciał wprowadzać sądu w błąd co do faktów, które wówczas miały miejsce. Zaznaczył, że podtrzymuje wszystkie wyjaśnienia, które złożył w trakcie śledztwa.
"Dziś z całą ostrością i wyrazistością dociera do mnie fakt, jak bardzo niewytłumaczalne i nie do usprawiedliwienia było to zdarzenie. To się zwyczajnie nie miało prawa zdarzyć, ale się jednak zdarzyło. Staję przed wysokim sądem z pełną świadomością tego, że za to, co zrobiłem, muszę ponieść karę, powinienem ją ponieść i tę karę poniosę" - podkreślił.
Dodał, że od tamtego momentu wiele w jego życiu się zmieniło. Zapewnił, że podjął terapię.
Zeznania Durczoka: Nie pamiętam, kiedy położyłem się spać
W wyjaśnieniach ze śledztwa odczytanych przez sąd dziennikarz tłumaczył, że w lipcu 2019 roku przeżywał trudny okres w życiu osobistymi i zawodowym. Aby odpocząć wyjechał na Półwysep Helski, gdzie - jak mówił - spożywał dużo alkoholu. Podczas wieczoru i w noc poprzedzającą powrót pił białe wino, piwo i whisky.
"Nie pamiętam, kiedy położyłem się spać, ale było już ciemno. 26 lipca obudziłem się ok. godz. 6-7, wtedy wypiłem duże piwo i istotną część drugiego dużego kufla. Poczułem się znacznie lepiej. Nic nie jadłem, wyjechałem między godz. 8-9. Jechałem w towarzystwie kobiety o imieniu Karolina, którą poznałem pod Krakowem. (...) Prowadziłem samochód i nie było żadnego momentu, w którym Karolina prowadziła samochód" - tłumaczył w odczytanych przez sąd wyjaśnieniach.
Twierdził, że wsiadając do auta czuł, że może go prowadzić. Miał również świadomość, że spożywał alkohol i brał leki, których nie powinno się łączyć z alkoholem.
"Czułem się na tyle dobrze, że wydawało mi się, że jadę z właściwą prędkością. (...) W mojej ocenie nie przekroczyłem dozwolonej prędkości" - tłumaczył.
Dodał, że do najechania na pachołek oddzielający pas doszło w momencie, kiedy "zabrzęczał" jego telefon.
"To jeden z największych, jak nie największy błąd mojego życia. Mam świadomość nie tylko konsekwencji prawnych. Jest to absolutnie naganne i jest mi wstyd. Myśl, że będzie musiał zmierzyć się z tym mój syn, moi najbliżsi, to największa trauma mojego życia i świadomość końca życia zawodowego" - mówił podczas śledztwa.
Według prokuratury Durczok będąc pijanym, przejechał autostradą 370 kilometrów, ze średnią prędkością 140 km/h.
W chwili, kiedy utracił panowanie nad pojazdem i uderzył w pachołki oddzielające pas wyłączony z ruchu, jechał z prędkością 96 km/h, a w miejscu tym było ograniczenie do 70 km/h.
Grozi od 9 miesięcy do 12 lat więzienia.