Już od 30 lat bawi Polaków
Marcin Daniec często komentuje polską rozrywkę, wcielając się m.in. w swojego sąsiada. Znany komik opowiada o tym, z czego możemy się dziś śmiać i czy on sam bawi się oglądając polskie programy rozrywkowe.
PAP Life: Jak to jest z tą polską rozrywką?
Marcin Daniec: - Gdyby pani posłuchała mojego sąsiada, to dowiedziałaby się pani, że on już sam nie wie, kto, gdzie, kiedy i dlaczego. Wspomina też o tym, że ciągle trzeba wysyłać SMS-
pod darmowy numer, który po kilku minutach okazuje się 4,15 +VAT.
A pan wysyła takie "darmowe" SMS-y?
Raz wysłałem, ponieważ chciałem wesprzeć syna Doroty Stalińskiej i upłynęło od tego czasu już ponad sto dni, a ja wciąż codziennie dostaję SMS-y mówiące o tym, że czeka na mnie sto tysięcy złotych albo samochód, i że koniecznie muszę wysłać SMS-a... Czuję się oczywiście wyróżniony, ale nie wysyłam.
Te SMS-y to manipulacja?
- Jak byłem małym chłopcem, to na placu zabaw byli panowie z trzema kubkami... 'Ery bery, raz, dwa, trzy, w którym kubku jest piłeczka?' i ludzie grali za swoje pieniądze, przegrywali i policja ich za to goniła. A o tych SMS-ach, to mi się nawet gadać nie chce. Rozbawia mnie to do łez. Ale wracając do pani pytania o rozrywkę, to powiem tak, że jeśli Telekamery dostają takie osoby, jak Zenon Laskowik, Waldemar Malicki czy Robert Janowski, za 'Jaka to melodia?', to uważam, że młodzi, powinni tylko brać przykład z tych wspaniałych pełnych pokory profesjonalistów.
Ogląda pan programy rozrywkowe?
- Tak, ponieważ z racji zawodowej muszę śledzić to, co się dzieje w tym świecie. Muszę wiedzieć, o czym potem mówić na scenie. Oglądam, jak udają, że tańczą, że śpiewają, że śpiewa ten, co umi z tym, co nie umi... Muszę wiedzieć, co w trawie piszczy. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest albo uciekać, tak, żeby mnie nie dogonili, albo stać z otwartą przyłbicą. (śmiech).
- A poważnie mówiąc, to ja moje występny na scenie traktuję, jako dokładkę do przyjaźni. Uwielbiam robić to, co robię i kocham swoich widzów. I zdradzę pani tajemnicę. W tym roku minęło 30 lat, od kiedy dostałem pierwsze honorarium, i dochodzę do wniosku, że jeżeli się jest wiernym widzom, to oni są po stokroć wierniejsi.
Te 30 lat, to pomysł na innego Marcina Dańca?
- Kiedyś rozmawiał ze mną pewien reżyser, który powiedział, że chciałby zrobić innego Dańca. Poszedł i już się nie odezwał. Ucieszyliśmy się z małżonką, bo co to znaczy, że inny? Ja się tak zmieniam, tak szaleję z kostiumami i tak różne postaci wymyślam, od profesora przez zarozumiałego faceta po księdza i małego Marcinka, że nie mam zamiaru się zmieniać. To życie wymyśla dla mnie te postaci. Choć muszę się pani pochwalić, że wystąpiłem tydzień temu w Operze Krakowskiej i byłem przerażony patrząc na te wszystkie muchy i smokingi. Na scenie było 80 osób, które później ze mną zaśpiewały. Jestem z tego dumny i będę opowiadał moim córkom, które mają 30 i 3 lata, że byłem na weselu Orlowskiego w 'Zemście Nietoperza'.
Ciągle gra pan inną postać. A jak to jest w domu, ma pan czas na stanie się zwyczajnym Marcinem Dańcem?
- Niemożliwe jest, żeby wygłupiać się 24 godziny na dobę... Uspokajam panią i wszystkich, którzy mogliby się zmartwić, że jestem zodiakalną Wagą i potrafię wszystko wyważyć. Dziękuję niebiosom, że mam w miarę przyzwoite poczucie humoru, więc na scenie nie muszę niczego udawać, a po zejściu z niej, też nie jestem smutnym panem. Natomiast wszystko jest wyważone i znajduję czas na chwilę refleksji i spacery z rodziną.
Chciałby pan poprowadzić program rozrywkowy?
- To pytanie zmusza mnie do totalnej nieskromności. Kiedyś szefowa Dwójki rozmawiała ze mną osiem lat, co dwa, trzy tygodnie. Proponowała program, który miałby się ukazywać, co tydzień, co miesiąc potem w końcu, co pół roku. Szef TVN-u pytał mnie, czy chciałbym mieć studio w Krakowie, tak jak prowadzący różne talk-show. To jest moje marzenie, ale nie mam na to czasu.
- Poza tym resztki rozsądku, które we mnie zostały, powodują, że nie chcę się zagrać i zawystępować do utraty przytomności. Chciałbym też zdementować plotki sprzed lat, że gram 300 koncertów w ciągu roku. Musiałbym wtedy mieszkać na scenie. Gram około 60 z czego 20 charytatywnych i już wtedy mogę spojrzeć w lustro i powiedzieć, że jestem w miarę sympatycznym facetem.
Gdzie możemy teraz zobaczyć Marcina Dańca?
- W Warszawie zawsze w Teatrze Komedia, w Krakowie w Filharmonii i wszędzie w Polsce w sympatycznych salach. Co tydzień się modlę, żeby mieć publiczność, która bawi się razem ze mną, a po 'Dobranoc Państwu' nikomu się nie chce iść do domu. Tak jest zawsze. Tacy widzowie są nie do kupienia, nie do wymyślenia i nie do załatwienia nawet przez PAP (śmiech).
Marcin Daniec zawsze się uśmiecha?
- Czasem mam chwile słabości, ale mam już ponad 50 lat i zdaję sobie sprawę, że nie można mieć wszystkiego naraz.
Z Marcinem Dańcem rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).