Julia Wróblewska: Mama nie wierzyła, że mogę się dostać do filmu
Debiutowała 10 lat temu rolą w komedii "Tylko mnie kochaj". Miała sześć lat, a wdziękiem i słodyczą mogła obdzielić cały świat. Dziś Julia Wróblewska gra Zosię w "M jak miłość" i tańczy w "Dancing with the Stars".
Julia Wróblewska urodziła się 18 października 1998 roku. Kocha ruch, frytki i kanapki z Nutellą. Do roli w "Tylko mnie kochaj" została wybrana spośród 300 dziewczynek. Film Ryszarda Zatorskiego będzie można obejrzeć w niedzielę, 8 maja, w TVN.
Jesteś dziś piękną, siedemnastoletnią dziewczyną dziewczyną. Tymczasem kinomani poznali cię jako niezwykle sympatycznego brzdąca w komedii "Tylko mnie kochaj" (2006). Jak to się w ogóle stało, że znalazłaś się w obsadzie?
- Do filmu Ryszarda Zatorskiego trafiłam nieoczekiwanie, właściwie przez przypadek. Ciocia zauważyła w gazecie informację, że odbywa się casting. Natychmiast powiadomiła o tym moją mamę, ponieważ według niej rola idealnie do mnie pasowała. Mama nie przepadała za castingami, pewnie dlatego wtedy jeszcze na żadnym nie byłam. Trzeba ją było usilnie namawiać i prosić, żeby ze mną poszła. Na szczęście w końcu uległa cioci, choć... jeśli mam być szczera, raczej nie wierzyła w to, że mogę się dostać do filmu - zwłaszcza że był to pierwszy casting w moim życiu. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy tam pojechałyśmy, miałam zaledwie sześć i pół roku. Wręczono nam kartkę do nauki tekstu. Szybciutko przyswoiłam, co trzeba, a za około dziesięć minut mnie zawołano. Mama chciała "przegadać" ze mną tekst, ale ja nie miałam na to ochoty. Kiedy weszłam do studia, padło pierwsze pytanie: - Czy umiesz czytać? Odpowiedziałam, że tak. Przeszliśmy więc do odgrywania roli. Okazało się, że nauczyłam się całego tekstu, łącznie z didaskaliami i kwestiami filmowego Michała (Maciej Zakościelny). Wszystkich to szalenie rozbawiło. Po chwili zaczęłam mówić już tylko moje teksty. Kilka dni później zadzwoniono do mnie z propozycją. Tak oto wygrałam pierwszy casting, a moim debiutem okazał się ten właśnie film.
To było 10 lat temu... Czy tak jak my pokochaliśmy ciebie, tak ty pokochałaś film, kino, pracę na planie? Stała się ona dla ciebie przygodą?
- O tak, pokochałam ją bardzo, jest nieodłączną częścią mojego życia. To dla mnie wspaniała przygoda: dzięki niej mogę poznawać wielu wartościowych ludzi, no i osiągnąć tak dużo w tak młodym wieku.
Dzisiaj masz za sobą liczne role filmowe (m.in. "Listy do M. 1" i "Listy do M. 2"), pracujesz na planie serialu "M jak miłość", tańczysz ("Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami"). Skakałaś też do wody w "Celebrity Splash". Skąd bierzesz na to energię?
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Może dzieje się tak, bo jestem ambitna? Chcę zrobić jak najwięcej i brać to, co od życia dostaję. Nie każdy ma przecież taką szansę. Nie chcę jej zmarnować.
Chciałabyś w przyszłości zostać aktorką?
- Po maturze będę próbowała zdawać do szkoły teatralnej, ale nic na siłę. Jeśli nie będzie mi to wychodzić, pójdę na iberystykę, ponieważ bardzo interesuje mnie język hiszpański. Jest przepiękny.
Zatrzymajmy się na chwilę przy serialu... Co dalej u Zosi z "M jak miłość"?
- Zosia jest w tej chwili na delegacji w Anglii, ma wymianę ze szkoły. Przyznam, że przy obecnym trybie życia bardzo mi to pomaga, ponieważ dzięki temu mogę jakoś godzić naukę z tańcem.
Jest coś, co w tej postaci lubisz albo coś, za czym nie przepadasz?
- Kiedyś nie lubiłam Zosi zbytnio, bo była trochę nijaka. Teraz nabiera charakteru i to bardzo mi się w niej podoba. Lubię jej pogodę ducha.
Masz piękny uśmiech, który sprawia, że od samego patrzenia na ciebie chce nam się żyć. Jaka jest twoja recepta na dobre samopoczucie?
- Ten uśmiech stał się nieodłączną częścią mojego życia. Na wszystko nim reaguję, co czasem może wydawać się z lekka dziwne, ale jest on szczery, prawdziwy. Moim zdaniem, żeby poczuć się dobrze, trzeba robić to, co się kocha, bo życie mamy jedno i nie można go zmarnować. Zamiast bezczynnie siedzieć, trzeba dążyć do spełnienia marzeń. Mnie się udaje i póki co jestem dzięki temu ogromnie szczęśliwa.
Rozmawiał Maciej Misiorny