Reklama

​Joanna Racewicz wspomina rozpacz syna po katastrofie, w której stracił tatę

Zdjęcie strażaka tulącego chłopca, który chwilę wcześniej w wypadku samochodowym niedaleko Stalowej Woli stracił oboje rodziców, poruszyło całą Polskę. U Joanny Racewicz ta fotografia wywołała bolesne wspomnienia, gdy to ona koiła rozpacz swojego syna po tym, jak chłopiec dowiedział się, że w katastrofie pod Smoleńskiem zginął jego ojciec.

Zdjęcie strażaka tulącego chłopca, który chwilę wcześniej w wypadku samochodowym niedaleko Stalowej Woli stracił oboje rodziców, poruszyło całą Polskę. U Joanny Racewicz ta fotografia wywołała bolesne wspomnienia, gdy to ona koiła rozpacz swojego syna po tym, jak chłopiec dowiedział się, że w katastrofie pod Smoleńskiem zginął jego ojciec.
​Joanna Racewicz /Podlewski /AKPA

Tragiczny wypadek, do którego doszło kilka dni temu niedaleko Stalowej Woli, wstrząsnął całym krajem. Pijany kierowca doprowadził do czołowego zderzenia, w którym zginęło małżeństwo, rodzice trójki dzieci. Ich najmłodszy, niespełna trzyletni synek, jechał z nimi. Przeżył wypadek i to właśnie jego niósł w ramionach strażak uwieczniony na głośnej fotografii. Widok chłopczyka tulącego się do ratownika poruszył bardzo wielu ludzi, a sam wypadek wywołał falę dyskusji na temat zaostrzenia kar dla osób wsiadających za kierownicę po alkoholu.

Joannę Racewicz ta tragedia skłoniła do opublikowania bardzo osobistego wpisu. Dziennikarka wróciła w nim do bolesnych wydarzeń z 2010 roku. "(...) Troje dzieci zostaje bez rodziców. Sprawca nie przyznaje się do winy. Pęka mi serce i zaciskają się pięści. Nie umiem przestać o tym myśleć. Nie potrafię wyobrazić sobie, co ma w głowie pijany drań, który wkłada kluczyki w stacyjkę samochodu. Samochodu, który - jak pocisk - jest narzędziem zbrodni. Ktoś już wcześniej zabrał mu prawo jazdy za przekraczanie prędkości. Ktoś wiedział, że jest potencjalnym mordercą, bo alkohol i kierownica to śmiertelne połączenie..." - opisała swoje emocje dziennikarka.

Reklama

Historia chłopca ze zdjęcia, który razem z dwójką starszego rodzeństwa będzie teraz musiał dorastać bez rodziców, sprawiły, że Joanna Racewicz przywołała jeden z najdramatyczniejszych momentów swojego życia. Ten, gdy w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem zginął jej mąż Paweł Janeczek, oficer Biura Ochrony Rządu i szef ochrony prezydenta. Wtedy syn dziennikarki Igor był w tym samym wieku co chłopiec ze zdjęcia, który stracił rodziców w wypadku pod Stalową Wolą, więc Racewicz z autopsji wie, jak wygląda rozpacz takiego malucha.

"Ten mały szkrab w ramionach strażaka... Obraz, który sprawia, że cierpnie skóra... Znowu słychać o 'zaostrzeniu kar', o 'prewencyjnych działaniach policji'. Troje dzieci za kilka dni będzie stać na cmentarzu przy trumnach Mamy i Taty. Wciąż pamiętam krótki oddech mojego Synka, gdy tuliłam Go w ramionach. Wtedy. Bezradność dziecka... Nie ma na to słów" - napisała głęboko poruszona dziennikarka.

Jej oburzenie na sprawcę wypadku podziela Qczaj. "Żadnej litości dla pijanych kierowców! Kiedy ludzie-idioci zrozumieją, że wsiadając za kierownicę pod wpływem, są potencjalnymi mordercami?!! Ba... Zawsze się zastanawiam, gdzie są ludzie, którzy pozwalają na to, by ktoś pijany wsiadł za kierownicę?!" - napisał w komentarzu zbulwersowany trener.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Racewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy