Jarosław Kuźniar: Lubię pośpiech
Choć od kilku lat prowadzi poranny program, wciąż nie przyzwyczaił się do wczesnego wstawania. Jarosław Kuźniar nauczył się za to spać 4 godziny na dobę. Bo, jak mówi, za dużo rzeczy jest do zrobienia, żeby kłaść się przed północą. Gdy nie ma go na wizji, opiekuje się dzieckiem. Prowadzi też biuro turystyczne.
Jako gospodarz "Wstajesz i wiesz" wita pan widzów już o godzinie 6 rano. O której zaczyna pan dzień?
Jarosław Kuźniar: - Pobudkę mam o 4.15, ale zrywam się z łóżka dopiero kwadrans później. A potem pędzę do firmy.
Mieszka pan blisko siedziby TVN 24? A może pokonuje trasę z piskiem opon?
- To kawałek. Staram się jechać rozsądnie szybko. Szczególnie, że zatrzymuje mnie milion nikomu niepotrzebnych o tej porze czerwonych świateł. Jestem zawsze na ostatnią chwilę lub później. Jednak im mniej mam czasu, tym szybciej się budzę.
Kilkanaście minut drzemki jest warte tego stresu?
- Chęć pozostania w łóżku zawsze ze mną wygrywa,, a wyścig z czasem bardzo dobrze na mnie wpływa. Adrenalina ożywia umysł i ciało lepiej niż napój energetyczny. Kiedy widzowie już na mnie patrzą, jestem bardziej czujny, niż gdybym robił wszystko na spokojnie. A to przecież najważniejsze przy prowadzeniu programu na żywo.
Zdradzi pan, ile godzin śpi na dobę?
- Zazwyczaj cztery lub cztery i pół. Za dużo rzeczy mam do zrobienia, żebym mógł codziennie kłaść się spać przed północą. Mój organizm już się do tego przyzwyczaił. Nie potrafię długo spać nawet,
gdy mam wolny dzień. Wtedy snuję się po domu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca.
Latem w każdy weekend prowadzi pan "Wstajesz i wakacje" w innym mieście. Kiedy przygotowuje się pan do kolejnych wydań?
- Moja praca wymaga ode mnie, abym doskonale orientował się we wszystkim, co się dzieje. Dlatego mogę powiedzieć, że żyję nieustannie szykując się do programu. Pozostaję przy tym w stałym kontakcie z redakcją.
Z jak dużym zespołem pan współpracuje?
- W samym studiu jest około 30 osób. Ale przy programach na żywo z Polski, czyli "Wstajesz i wakacje", potrzeba większej ekipy. W sumie około 50 świetnych ludzi jest zaangażowanych w powstawanie tego programu. Każdy ma inne zadanie. Ktoś odpowiada za dźwięk, światło, gości, transport, ogarnięcie wszystkiego i jeszcze zapanowanie nad emocjami tej 50-tki!
Ja tylko gadam... Oni pracują.
Lubi pan programy wyjazdowe?
- Lubię, choć to nie wakacje. Wycieczki po kraju nie dają mi takiego odpoczynku jak zagraniczne wyprawy. Docierając do innych zakątków Ziemi, odkrywam nowy świat i - co ma dla mnie ogromne znaczenie - oddaję się temu jako zupełnie anonimowy człowiek.
Dokąd by się pan wybrał?
- Chętnie wróciłbym na Syberię, gdzie byłem 2 lata temu. Mimo panującego wtedy 50-stopniowego mrozu oraz niewygód wspaniale wspominam tę wyprawę. We wrześniu lecę do Japonii - prywatnie i na targi turystyczne. Zamierzam połączyć przyjemność z interesami.
Ma pan swoje biuro podróży. Jak pan godzi ten biznes z pracą w telewizji?
- Sam się nad tym zastanawiam! Wydaje mi się, że nie byłoby to możliwe bez pasji. Tym, co pomaga mi rano wstawać z łóżka, jest ciekawość świata i myśl o kolejnych wyprawach. Uwielbiam je planować!
Kiedy znajduje pan czas na życie rodzinne?
- Zawsze. Teraz, gdy wyjeżdżam na całe weekendy z programem, 3 pierwsze dni tygodnia oddaję przede wszystkim moim najbliższym. Jestem nianią. Wymagające, ale fajne zajęcie.
Rozmawiała Aleksandra Lipiec
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!