Reklama

Hubert Urbański: Zapalony golfista

Jednym z najbardziej znanych wielbicieli gry w golfa w Polsce jest Hubert Urbański. Co podoba mu się w tym sporcie?

Jak oceniłby pan siebie jako golfistę? Jakie ma pan doświadczenie w tym sporcie?

Hubert Urbański: - Uprawiam golf od dawna, ale nie intensywnie. Uważam, że nie ma bezpośredniej relacji między poziomem grania a satysfakcją, jaką się czerpie z golfa. Grając na moim poziomie też można mieć przyjemność.

Co urzekło pana w golfie?

- W golfie podoba mi się to, że gra toczy się powoli i można się wyciszyć. Chociaż na początku mojej grze towarzyszyło dużo nerwów. Sam siebie głośno komentowałem na polu. Musiałem z tym walczyć, bo było to irytujące, i dla otoczenia, i dla mnie. Teraz już jest w porządku. Co jeszcze urzekło mnie w golfie? Jeśli telefon zostawi się w szatni, na polu można przez kilka godzin oderwać się od codzienności.

Reklama

W ostatnim czasie miłością do golfa zaraziło się wielu znanych Polaków. Umiejętności, którego z nich robią na panu największe wrażenie? Podobno to Mariusz Czerkawski najintensywniej trenuje na polu.

- Bardzo nie lubię określenia: ludzie, którzy się ostatnio zarazili golfem. W końcu golf to nie infekcja... Kiedyś golfistę można było zobaczyć tylko w zagranicznej telewizji. Dzisiaj golf jest u nas pełnoprawną dyscypliną sportu, uprawianą przez tysiące osób. Nie powiedziałbym, że jest to sport masowy, ale na pewno bardzo popularny i mu się to należy. Taka kryształowa szkatułka sportu elitarnego akurat nie służy golfowi.

Promotor gry w golfa, aktor Andrzej Strzelecki, powiedział mi, że gdy chodzi o koszty, golf jest porównywalny z narciarstwem, a tę dyscyplinę uprawia przecież u nas ogromna liczba ludzi. Zażartował też, że to nie może być drogi sport, skoro sam go uprawia, a nie jestem biznesmenem, tylko pracownikiem na państwowej posadzie (Strzelecki to rektor warszawskiej Akademii Teatralnej).

- Skoro pan o nim wspomniał, pochwalę się, że Andrzej Strzelecki był moim nauczycielem w szkole teatralnej. Miałem z nim zajęcia wokalne, co sobie bardzo chwalę. Wtedy w Polsce golf był czymś trochę abstrakcyjnym. Pamiętam, że pan Andrzej nosił rzeczy w stylu golfowym. A to marynarkę, a to buty. Odbieraliśmy jego styl jako ekstrawagancję. Nie wiedzieliśmy, że on po prostu gra w golfa.

Jak doszło do tego, że zaczął pan uprawiać ten sport?

- Któregoś lata byłem na imprezie golfowej w Paczółtowicach pod Krakowem. Kiedy turniej się zakończył, postanowiłem zostać na tym pięknym polu. Przez tydzień nie robiłem nic innego, tylko wymachiwałem kijem od rana do wieczora. Nocowałem w hotelu, nawet nie jeździłem do Krakowa.

Czy zgromadził już pan cały potrzebny sprzęt golfowy?

- Tak, ale nie jest to dla mnie najważniejsze w golfie. Tak w ogóle, w życiu nie jestem gadżeciarzem. Czasami zdarza mi się grać swoimi kijami, czasami pożyczonymi. Zależy gdzie jestem.

Gdzie wolałby pan spędzić wolną niedzielę? Na meczu piłkarskim czy na turnieju golfowym?

- Wybrałbym turniej golfowy.

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life)

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy