Hity tv sprzed lat: "Na każdy temat"
Do swojego programu "Na każdy temat" zapraszał morderczynie mężów, tych, którzy twierdzili, że widzieli UFO, oraz wielkie gwiazdy, np. Sophię Loren. Jednak największą popularność zdobyła... pani Jadzia z bacikiem!
Mariusz Szczygieł prowadził i współtworzył "Na każdy temat" od 1995 do 2001 roku. Program emitowano zaś w latach 1993-2002.
- Wcale nie chciałem prowadzić tego show, bo w ogóle nie widziałem siebie w tej roli - mówi Mariusz Szczygieł. Był początek lat 90. ubiegłego wieku, a on zajmował się pisaniem reportaży i prowadził nocną audycję w radiu. Jego głos zwrócił uwagę Witolda Orzechowskiego, reżysera i producenta programu. Kilka razy proponował panu Mariuszowi, by został gospodarzem "Na każdy temat".
- Gdy kolejny raz odmówiłem, pan Witold zapytał nagle, jakie mam marzenie. Odparłem, że ciągle wynajmuję mieszkania i bardzo chciałbym kupić kawalerkę w centrum Warszawy. Usłyszałem wtedy, że po roku prowadzenia "Na każdy temat" kupię sobie nie kawalerkę, a dwupokojowe mieszkanie! - opowiada Mariusz Szczygieł. I tak się stało.
Po roku pan Mariusz nie porzucił tego zajęcia. Po pierwsze, zaczął zarabiać na kolejne mieszkanie, tym razem dla rodziców, a po drugie, jak mówi, ta praca stała się jego uniwersytetem życia. Program uczył tolerancji, pokazywał alternatywne style życia. Gości wyszukiwały dwie redaktorki. O ciekawych rozmówców pytały sąsiadów, kelnerów, zaprzyjaźnionych psychoterapeutów, policjantów i księży.
- Sukcesem "Na każdy temat" było to, że ludzie mogli w nim pokazać, jacy są naprawdę - uważa pan Mariusz.
Przez sześć lat prowadzący program gościł mnóstwo osób, m.in. pułkownika lotnictwa, który przybył do studia z księgą, w której przez całe życie notował swoje sny. Śniły mu się tylko dwie rzeczy - samoloty i latające ciężarówki. Te ostatnie - jak wyjaśnił - zwiastowały zawsze telegram od córki Urszuli. - A czy choć raz przyśniła się panu naga blondynka? - spytał prowadzący. - Żałuję, ale niestety nie! - odparł wojskowym tonem pan pułkownik.
Gospodarz rozmawiał też z kobietą, która maltretowana przez lata, zabiła męża w afekcie. - Zadałem jej pytanie, czy łatwo się zabija człowieka i myślałem, że opowie, jak się z tym czuje, a ona odparła: "Łatwo, nóż wchodzi jak w masło!" Oniemiałem - wspomina Mariusz Szczygieł.
Bywało, że udział w "Na każdy temat" zmieniał życie jego gości. Tak było w przypadku pary karłów. Pan Mariusz na pożegnanie podał im rękę, a potem dowiedział się, że ten gest sprawił, iż szykanowani dotąd z racji niskiego wzrostu ludzie, nagle zaczęli być traktowani przez innych z sympatią i szacunkiem.
W programie nie zabrakło też gwiazd światowego formatu, np. Natalii Oreiro, Richarda Chamberlaina i Sophii Loren, która w 2001 odebrała honorową Telekamerę. - Przed spotkaniem z nią dostałem listę tematów, które można poruszyć, a na niej m.in. romans z Cary Grantem. Zapytałem o to, na co gwiazda powiedziała bardzo oschle, że o takie rzeczy nie pyta się nawet w domu czy na przyjęciu, a co dopiero w telewizji! Tak mnie zaskoczyła, że przez chwilę kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć - opowiada pan Mariusz.
Bardziej interesujący byli dla niego zwykli ludzie. Dla widzów, jak się okazało też, bo największą oglądalność miały dwa odcinki, w których gościła pani Jadzia. Była kierowniczka kas straciła pracę w supermarkecie, a wtedy sąsiad, z uwagi na bujne kształty pani Jadzi, zaproponował jej pracę w klubie sado-maso w roli dominy. - To była kobieta po sześćdziesiątce, która przyszła z bacikiem i podkreślała, że bardzo poświęca się nowej pracy. Bijąc mężczyzn, nazywała ich psami i czasami pytała, ile jest dwa razy dwa. Zapytałem: "Pani Jadwigo, ale gdy udzielają poprawnej odpowiedzi, to Pani ich już nie bije?". A ona: "Biję! Bo widział pan psa, który znałby tabliczkę mnożenia?" - wspomina Mariusz Szczygieł.
Czasami bywały problemy z publicznością. Wszyscy byli przekonani, że program jest nagrywany na dachu wieżowca i nie chcieli zdejmować kurtek i czapek. Można było się pomylić, bo w czołówce prowadzący wysiadał z kołującego nad wieżowcem helikoptera.
Program miał bardzo wielu fanów, którzy podchodzili do pana Mariusza na ulicy, ale zdarzała się też krytyka.
- Kiedyś usłyszałem taki zarzut, że zapraszam morderczynię czy prostytutkę, i traktuję je jak gwiazdy. A ja po prostu tak podchodzę do ludzi, z szacunkiem i sympatią. Między mną a moimi gośćmi zawsze była jakaś nić sympatii. Nigdy nie uprawiałem dziennikarstwa kopniakowego i nie wchodziłem w rolę prokuratora. Przede wszystkim chciałem moich rozmówców zrozumieć - kończy Mariusz Szczygieł.
Katarzyna Ziemnicka
Zobacz inne materiały - "Randka w ciemno"