Reklama

Foremniak obserwuje i dobrze się bawi

Już w tym tygodniu finaliści "Mam talent!" staną do ostatecznej rywalizacji. O tym, kto z nich otrzyma czek na 300 tys. zł, zdecydują widzowie, wysyłając SMS-y na swoich faworytów. Małgorzata Foremniak zdradza, którzy uczestnicy tej edycji szczególnie zapadli jej w pamięć, a także za co polubiła ten program.

Lubi pani klimat, jaki panuje w "Mam talent!"?

Małgorzata Foremniak: - Oczywiście! Świetnie mi się pracuje, przede wszystkim z Agnieszką Chylińską, bo męska część składu jury się zmienia. Za każdym razem jest jednak bardzo fajnie i - co ważne - my się też bawimy. Program jest dla mnie wartościowym doświadczeniem również od strony aktorskiej. Obserwuję ludzi, ich zachowania, temperament. Zbieram to sobie w głowie jako materiał, z którego być może kiedyś będę mogła skorzystać.

Woli pani programy na żywo czy castingi?

Reklama

- Chyba castingi. Wtedy pojawia się stres, adrenalina, spontaniczność, nieprzewidywalność.

Do tego programu przychodzą ludzie w każdym wieku, także dzieci. Myśli pani, że show rozrywkowy jest dla nich odpowiednim miejscem?

- Przestałam już to oceniać. Wszyscy mamy wątpliwości, kiedy na scenie pojawia się dziecko. I nie chodzi tylko o ten moment, kiedy trzeba je odrzucić, ale i sytuację, w której maluch jest rzeczywiście utalentowany. Wiemy doskonale, jaką machiną jest show-biznes. Świat, który się otworzy przed takim niedojrzałym jeszcze człowiekiem, będzie na pewno ciekawy, ale i niebezpieczny. Jednak to rodzice podejmują decyzję o zgłoszeniu dziecka do programu.

Który z uczestników tej edycji szczególnie zapadł pani w pamięć?

- Wiele jest takich osób. Niesamowita była 14-letnia Kinga Zdybel, dziewczynka o zaskakująco dojrzałym głosie. Kuba Anusiewicz natomiast to przykład cudownego dziecka, które wie, czego chce. Wyszedł na scenę - długie włosy, niepozorny - a zaśpiewał tak, że dosłownie opadła mi szczęka. Wrażenie wywarł na mnie także białoruski zespół trzech młodych ludzi, The Toobes. Wnieśli na scenę ogromną energię, są jak petarda! Był też wzruszający pan Bronek, który gwizdał. Dla mnie za mało jednak było tzw. kosmitów, którzy się podpalają, udają koszyk z supersamu, składają się na pół i owijają folią...

Bywają też tacy, co budzą grozę...

- O tak! Trudno zapomnieć np. kogoś, kto wkłada sobie włączoną wiertarkę do nosa albo do ucha! To naprawdę jest przerażające.

Zdarza się, że jeszcze zanim ktoś wystąpi, obawiacie się to zobaczyć?

- Jasne, w każdej edycji coś takiego ma miejsce. Kiedyś przyszedł do nas mężczyzna, który wspinał się na bardzo chwiejne rusztowanie. Wszystko się chybotało i bałam się, że on spadnie. Faktycznie tak się stało i nieźle się poobijał. Był też człowiek, który rzucał - w kierunku własnej córki! - nożami i siekierami. W pewnym momencie siekiera się omsknęła i uderzyła dziewczynę, na szczęście nie ostrzem. Jeszcze inny uczestnik położył się na szkłach, a kiedy wstał okazało się, że z tyłu był cały zakrwawiony...

Jakie cechy powinien, według pani, mieć zwycięzca "Mam talent!"?

- Przede wszystkim siłę psychiczną. To podstawa funkcjonowania w show-biznesie. Emocje artysty są nieustannie narażone na różne bodźce, które mogą nas stłamsić albo dodać siły. Zwycięzca musi wiedzieć, czego chce, bo wtedy będzie szedł swoją drogą pozostając autentycznym. A to ludzie lubią i 'kupują'.

Rozmawiała Marta Uler.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Super TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy