Emilia Komarnicka: Gwiazda "Rancza" i "Na dobre..."
Emilia Komarnicka wpadła w wir pracy. Aktorka wstaje o piątej rano, jeździ na plan zdjęciowy, potem ma próby w teatrze. Na wiosnę jej bohaterka Agata wzbudzi dużo emocji u fanów "Na dobre i na złe". Serialowa Monika, którą gra w "Ranczo", też nie da o sobie zapomnieć.
Ma pani mnóstwo pracy. Chyba nie mogłem zaproponować gorszego terminu na rozmowę?
- Rzeczywiście ostatnio nie wiem, jak się nazywam. Ze względu na próby w teatrze, zdarza mi się coraz częściej wstawać na przykład o piątej rano, jechać na zdjęcia do "Na dobre i na złe". Producenci serialu i cała ekipa, która przy nim pracuje, są na tyle mili i wyrozumiali, że zorganizowali plan pracy tak, żebym o szóstej trzydzieści stawała przed kamerą. Gram swoje sceny do dziewiątej trzydzieści, wsiadam do samochodu i pędzę do teatru. Od dziesiątej do czternastej mam próbę, potem przerwę i znowu spotkanie z reżyserem. Z teatru wychodzę po dwudziestej drugiej. W domu muszę się zregenerować, bo zdarza się, że następnego dnia czeka mnie taki sam maraton. Teraz żyję bardzo intensywnie. Ale kocham pracę i czuję się nieswojo, gdy mam trzy dni przerwy. Mam nadzieję, że to jeszcze nie choroba (śmiech).
Pewnie wraca pani do domu, przykłada głowę do poduszki i od razu zasypia.
- Zamykam oczy i zaczynam analizować cały dzień. Dochodzę do wniosku, że coś mogłam zrobić lepiej, zagrać inaczej. Nie mogę zasnąć, zbliża się druga w nocy i zaczynam się denerwować, bo muszę wstać za trzy godziny. Kilka dni temu, tuż przed próbą, poszłam do knajpki. Zamówiłam kawę, usiadłam w fotelu i było mi tak dobrze, że zasnęłam. To mógł być dość osobliwy widok (śmiech).
Osobliwa jest także Monika, którą gra pani w "Ranczo". Czego możemy się po niej spodziewać w nowych odcinkach?
- To dziewczyna trochę szalona i za to ją lubię. Jest przeciwieństwem Agaty, mojej bohaterki z "Na dobre...". W kolejnej serii "Rancza" Monika zmieni front. Zawiąże koalicję z Lucy (Ilona Ostrowska). Zaczną działać razem w imię wyższej idei, a efekty będą spektakularne. Szykuje się dobra zabawa.
A co słychać u Agaty, którą gra pani w "Na dobre i na złe"? Jej życie uczuciowe i zawodowe w końcu się ustabilizuje?
- Wróciła do Leśnej Góry, ma za sobą ciekawe doświadczenia zawodowe. Będzie sobie dobrze radzić. Uratowała życie Stefanowi Tretterowi (Piotr Garlicki), u którego zdiagnozowała poważną chorobę. Wyjdzie na prostą, ale pewnie nie na długo.
Agata była krystaliczną postacią, ale wszystko zmienił romans z Latoszkiem. Nie obawiała się pani przemiany?
- Poducent chciał coś w Agacie zmienić, dodać jej trochę pieprzu. Jako aktorka jestem z tego zadowolona, bo, jak ktoś powiedział, ideały najlepiej prezentują się w gablocie.
Jej życie zawodowe się ustabilizuje, a co z uczuciami?
- Agata umie wyciągać wnioski. Niedawno pojechała na kongres kardiologiczny do Nałęczowa, gdzie spotkała Marka (Jan Wieczorkowski) i udowodniła, że dojrzała. Uniknęła konfrontacji z jego byłą żoną, bo to on musi sobie z nią wszystko wyjaśnić.
Jak wspomina pani plan zdjęciowy w Nałęczowie?
- To piękne miejsce z niesamowitym klimatem. Mimo że ze względu na zdjęcia do serialu byłam tam dwa razy, nie udało mi się skorzystać z dobrodziejstw uzdrowiska. Przyjeżdżałam na miejsce bardzo późno, zaczynałam pracę wcześnie rano, a kończyłam wieczorem. Może wybiorę się tam wiosną albo latem? Po tak intensywnym okresie zawodowym będę potrzebowała regeneracji.
Rozmawiał Kuba Zajkowski