Reklama

Elżbieta Sommer: Jak "Chmurka" wygrała z "Wicherkiem"

Ona imponowała wiedzą, on robił przed kamerą show. Telewidzowie ich kochali.

Ona imponowała wiedzą, on robił przed kamerą show. Telewidzowie ich kochali.
Elżbieta Sommer w latach 90. XX wieku /Zenon Zyburtowicz /East News

"Przywiozłam państwu trochę ciepła z urlopu, ale nie wystarczy go na długo, bo od zachodu nasuwa się zatoka niżowa" - zapowiadała Elżbieta Sommer 14 lipca 1985 r. po Dzienniku Telewizyjnym. Obiecała, że już od 17 lipca wrócą wysokie temperatury, na południu nawet do 30°C. Zapowiedź była precyzyjna, profesjonalna, bez żadnych elementów show. To był jej styl, któremu pozostała wierna aż do przejścia na emeryturę w 2005 r. i do którego widzowie przyzwyczaili się przez ponad 40 lat.

Do dziś nie cierpi zmieniania prognozy w spektakl. "Meteorologiem jestem z wykształcenia - mówi. - Zawsze starałam się rzeczowo i przystępnie wytłumaczyć widzom zmiany zachodzące w przyrodzie. Dziś z prognoz robi się show. Prowadzący, zamiast informować, wygłupiają się i słychać, że niezbyt znają się na swym fachu. Z jednej strony im zazdroszczę - dziś programy o pogodzie dają większe możliwości zrobienia czegoś efektownego. Z drugiej, denerwuje mnie, że dziś każdy przede wszystkim stara się lansować".

Sama zawsze była wzorem dyskrecji i niechętnie mówiła o sobie.

Reklama

Na wizji pojawiła się w 1963 r. po pięciu latach królowania w prognozach pogody Czesława Nowickiego, zwanego "Wicherkiem". Jako dziennikarz "Życia Warszawy" był meteorologiem amatorem, ale pełnym entuzjazmu. Stworzył własny styl prowadzenia programu. Scenografia była zgrzebna: tablica z konturami Polski i wpisanymi ręcznie kredą temperaturami. "Wicherek" urozmaicał więc prognozy różnymi atrakcjami: a to ktoś przysłał mu ogromnego borowika, a to niezwykle ukształtowanego kartofla lub monstrualną dynię. Do tego starał się dorzucić żart lub anegdotę.

Zdarzały mu się wpadki, nieuniknione w programach na żywo, ale widzowie mu je wybaczali. Stał się człowiekiem instytucją, o czym świadczy choćby to, że pojawiał się w filmach "Wielka, większa i największa", "Nie lubię poniedziałku" i serialach "Wojna domowa" i "Dom", jako... "Wicherek".

"Nowicki zawłaszczył program, ale jego działalność dziennikarska powodowała, że nie mógł być w studiu w świątek i piątek. Nie chciał się do tego przyznać, lecz dostrzegli to szefowie z Woronicza i sięgnęli po mnie. Zdaje się też, że czasem Czesio się stawiał" - wspominała Elżbieta Sommer.

Początki współpracy nie były więc łatwe, tym bardziej, że oboje zasadniczo różnili się temperamentem, wizją, jak powinna wyglądać profesjonalna zapowiedź prognozy. On uważał, że nowa koleżanka chce wygryźć go z jego działki i nie ma wyczucia widowiska, a ona, że "Wicherek" zrobił z programu informacyjnego magazyn osobliwości. "'Wicherek' mnie tępił - mówiła - aż doszedł do wniosku, że mu nie zagrażam, jestem kobietą i zapowiadam pogodę w swoim stylu. Pod koniec nawet się zaprzyjaźniliśmy".

Widzowie oczywiście zauważyli, że nowa prezenterka nie jest tak wyluzowana jak jej kolega, ale i tak ją polubili. Nazwano ją "Chmurką". Nowicki ze swoją spontanicznością i niefortunną skłonnością do wpadek nie pasował do telewizji epoki Macieja Szczepańskiego i w końcu musiał odejść. Oczywiście natychmiast pojawiły się plotki, że stracił pracę po niefortunnym żarcie o lodowatych wiatrach wiejących ze wschodu albo po odmowie zapowiedzenia słonecznej pogody na 1 maja.

Sommer to dementuje. "Naciski, żeby przed 1 maja zapowiadać dobrą pogodę? To bzdura! O żadnych naciskach nie było mowy. Czasem tylko na porannym zebraniu dyrektor, gdy zapowiadał się deszczowy ranek 1 maja, ale potem słońce - prosił: 'Elu, nie strasz'".

Szczelną zasłonę, za którą skrywała swoją prywatność, podniosła w 1974 r., kiedy po długich naleganiach kierownictwa zgodziła się na sesję fotograficzną z niedawno urodzoną córką i mężem. Po latach śmiała się, że poród był okazją do powstania dość fantastycznej pogłoski. "Wbrew plotce, nie jestem córką Bieruta - mówiła. - W szpitalu wojskowym, gdzie pracował opiekujący się mną lekarz, rodziłam córeczkę. 'Kto to jest ta pani, co ma takie dobre warunki w izolatce?' - pytały pacjentki. Salowa wypaliła: 'To córka Bieruta'. I to poszło w Polskę".

Po przejściu na emeryturę Elżbieta Sommer zamknęła się w domowym zaciszu. Nie udziela wywiadów, unika rocznicowych imprez w telewizji. Mówi, że choć sprawia wrażenie osoby szczęśliwej, to przeżyte rozczarowania sprawiły, że wciąż czeka na prawdziwą pogodę ducha.

Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy