Elżbieta Romanowska robi to, co kocha
Elżbieta Romanowska jest kobietą o pełniejszych kształtach, ale nie ma kompleksów z tego powodu. Bawi nas jako Jola w "Ranczu" oraz Klara w sitcomie "Słodkie życie".
Ile czasu pani zabrało, by polubić samą siebie?
Elżbieta Romanowska: - Zawsze miałam dużą akceptację ze strony otoczenia, nikt mi nie wypominał mojej tuszy. Mam wspaniałych rodziców. Zabiją mnie, bo powtarzam to w każdym wywiadzie. Oni nauczyli mnie pozytywnego nastawienia.
A w szkole? Dzieci przecież bywają okrutne...
- Miałam fajnych kolegów, choć zdarzało się, że nazywali mnie "pulpecikiem". Próbowałam różnych diet, ale to nie dla mnie. Ćwiczę, jako mała dziewczynka trenowałam taniec towarzyski.
Ponoć w szkole marzyła pani, by zostać prawnikiem?
- Prokuratorem generalnym (śmiech)! W liceum czytałam książki o sławnych procesach, uwielbiałam filmy rozgrywające się na sali sądowej. Wybrałam jednak aktorstwo. W tym też spora zasługa moich rodziców, którzy uważają, że w życiu trzeba się kierować głosem serca i robić to, co się najbardziej lubi. Początkowo uczyłam się w studium w Gdyni, a potem mój ówczesny chłopak namówił mnie, by iść do szkoły aktorskiej we Wrocławiu. Udało się.
Bije od pani radość. Czy ten optymizm również odziedziczyła pani w genach?
- Tak i to jest moja recepta na życie. Mam fantastyczną rodzinę, przyjaciół, znajomych. Jestem osobą otwartą, towarzyską, lubię ludzi. Robię to, co kocham, pracuję w zawodzie: występuję w teatrze, w serialach. Tylko się cieszyć.
Widzowie szczególnie kochają pani Jolę z serialu "Ranczo". W ostatnim sezonie żona Pietrka miała apetyt na sławę, na sukces.
- Jako Jola mam okazję trochę pośpiewać, co bardzo lubię. Z radością występuję w Teatrze Muzycznym Capitol weWrocławiu. W "Ranczu" moja bohaterka wraz z innymi kobietami z Wilkowyj próbowała stworzyć chór przy kościele. Młodemu wikaremu trudno było okiełznać tyle kobiet.
Pietrek często drażni żonę?
- Jak zwykle dużo czasu spędza na słynnej ławeczce, co Jolę wkurza. Przecież mają dzieci. Ale ona potrafi go poskromić, tworzą barwną, zabawną parę. Z Piotrem Pręgowskim możemy "poszaleć" aktorsko.
A jaka jest Klara z nowego sitcomu "Słodkie życie"?
- Zwariowana i szalona. Jej ukochany, grany przez Artura Górskiego z Kabaretu Moralnego Niepokoju, sądzi, że to niezbyt rozgarnięta blondynka z dużymi walorami, a ona jest po prostu cwana, przebiegła, nie da sobie w kaszę dmuchać. Jeśli czegoś bardzo pragnie, to różnymi sposobami stara się to zdobyć. Gdy ktoś wyrzuca ją drzwiami, wejdzie oknem, a nawet kominem. Jeden z odcinków dotyczył tłustego czwartku. Ile pączków pani zjadła?
- Robert Górski przyznał się nam do czterech. Musiałam pochłaniać je niemal w całości i na próbach, i na nagraniu. Chyba dziesięć zjadłam, więc do następnego tłustego czwartku pączki mam z głowy (śmiech).
Ciężki jest zawód aktora...
- Słodki. W tym serialu są jeszcze inne ciasta i torty, wszak jego akcja rozgrywa się w rodzinie cukierników.
Prywatnie lubi pani słodycze?
- Uwielbiam piec. Niekoniecznie później te ciasta zjadam, raczy się nimi rodzina i przyjaciele.
Co jest pani specjalnością?
- Nie mam popisowego deseru, lubię różnorodność. Kiedyś dla ekipy serialu "2XL" upiekłam sernik marmurkowy z czekoladą na spodzie brownie.
Wspomniała pani Capitol. Na stałe mieszka pani we Wrocławiu?
- Kupiłam mieszkanie w Warszawie, ale aktor jedzie tam, gdzie jest praca. Dlatego kursuję między stolicą a Wrocławiem. W pociągu spędzam dużo czasu, a moim towarzyszem podróży jest ukochany psiak Browar.
To kundelek?
- Gdy go tak określam, to się obraża. Jest mieszańcem, znajdą. W moim rodzinnym domu zawsze były koty i psy. Browar z reguły podbija serca wszystkich pasażerów pociągu, bo ma przyjacielskie usposobienie.
Rozmawiała Ewa Modrzejewska.
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!