Elżbieta Romanowska o "Twoja Twarz Brzmi Znajomo": Pewnych rzeczy nie dam rady zrobić
Na scenie show "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" Elżbieta Romanowska czasami czuje się całkiem bezbronna. Są zadania, które wydają się jej niemożliwe do wykonania. Jednak widzowie pokochali jej występy.
Niektórzy widzą panią w roli faworytki obecnej edycji programu "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Zgadza się pani z tą opinią?
- Absolutnie nie! Miłe jest to, że ludzie tak we mnie wierzą i tak mi kibicują. W tym programie nie wystarczy przebrać się za ikonę muzyki. Trzeba jak najwierniej i najdokładniej się w nią wcielić. To jest piekielnie trudne zadanie, a obciążanie nas presją z pewnością tego nie ułatwia. Nie nastawiam się więc na wygraną. Robię swoje i chcę dobrze się bawić.
Udział w show traktuje pani jako kolejne zawodowe doświadczenie?
- Tak, gdyż pojawienie się w tego rodzaju programie to dla mnie wyjście poza strefę komfortu. W teatrze czy przed kamerą czuję się dość bezpiecznie, co oczywiście nie oznacza, że mam totalny luz. Nigdy bowiem nie pracuję na pół gwizdka. Do obowiązków podchodzę rzetelnie i uczciwie. Serialowy plan czy teatralna scena są jednak miejscami, które dobrze znam i wydaje mi się, że tam z każdej opresji umiałabym wyjść obronną ręką. Tu takiej możliwości nie mam.
Dlaczego?
- Często w trakcie treningów mam wrażenie, że pewnych rzeczy nie dam rady zrobić, że niektóre zadania są dla mnie nieosiągalne. Na szczęście moją trenerką wokalną jest Agnieszka Hekiert, a choreografem Kris Adamski. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Potrafią wydobyć z człowieka to, co najlepsze.
Co w trakcie treningów sprawia pani najwięcej kłopotów?
- Bardzo dużo wysiłku wymaga odpowiednie przygotowanie głosu, bo postaci, w które się wcielamy, właśnie z niego są znane. Dostajemy też zadania do domu, by wyłapać barwę głosu danego wykonawcy. Na szczęście mam wyrozumiałych sąsiadów. (śmiech)
Długo zastanawiała się pani nad przyjęciem propozycji, aby wystąpić w tym show?
- Już wcześniej proponowano mi udział w tym show, ale nadmiar obowiązków nie był moim sprzymierzeńcem. (śmiech) Na szczęście teraz produkcja "Pierwszej miłości" poszła mi na rękę, bo do zakończenia programu mam mniej dni zdjęciowych na planie serialu. Niemożliwością byłoby pogodzenie czasochłonnych treningów i częstych wyjazdów do Wrocławia. Tym bardziej że gram też w "Barwach szczęścia" i "W rytmie serca". Do tego dochodzą spektakle na warszawskich scenach "Capitolu" oraz "Och-Teatru". Każde nowe zadanie traktuję jako formę nauki i cieszę się, że ciągle mogę się rozwijać.
Rozmawiał Artur Krasicki