Dorota Wellman jest optymistką
Każdy nowy dzień witam z uśmiechem. To mój sposób na życie - wyjaśnia dziennikarka. Zdradza nam także, co nowego czeka widzów programu i jak czuła się na planie filmowym u Andrzeja Wajdy.
Kolejny sezon z niezmiennym uśmiechem budzi Pani widzów "Dzień Dobry TVN". Skąd czerpie pani tę pozytywną energię?
Dorota Wellman: - Chyba mam to wrodzone, genetycznie przekazane przez rodziców. Uświadomiłam sobie dawno temu, że życie jest jedno i nie będę go na smutno przetrawiać. Wystarczy mi tragedii dookoła, więc biorę życie na pogodnie.
A który z nowych cyklów tematycznych "DD TVN" podoba się pani najbardziej?
- Bardzo podoba mi się cykl ojcowski, bo do tej pory zawsze opowiadaliśmy o matkach, tak jakby ten ojciec nie istniał. A mądry, świadomy ojciec jest obecny w życiu dziecka. Nie wstydzi się ubabrać w błocie, siedzieć w piaskownicy. To jest fascynujące i trzeba tych ojców podtrzymać na duchu, żeby takie zachowania stały się normą. Ten cykl jest potrzebny szczególnie, że pokazujemy w nim fantastycznych ojców - jeden jest DJ-em, wygląda, jakby był kompletnie nieodpowiedzialnym facetem, a wspaniale zajmuje się swoją córeczką. Jest też klasyczny garniturowiec, pracujący w korporacji po kilkanaście godzin dziennie, ale potrafił wygospodarować czas dla rodziny.
- Podoba mi się też cykl 'Licencja na sukces'. Pokazujemy w nim ludzi, którzy stoją za sukcesem innych. Popularnością cieszy się też Ania Bałon i jej odchudzanie. Fajna jest również 'Rodzina dookoła świata'. Pokażemy relacje rodzinne z różnych kultur.
Czyli na widzów czeka mnóstwo nowości?
- W programie, który jest tyle lat na antenie, wprowadzanie nowych cykli jest niezbędne. Wrzuciliśmy więc nieco nowych jabłek do naszego koszyka.
Jest jednak coś, co się nie zmieniło. Nadal pani telewizyjnym partnerem jest Marcin Prokop.
- Mam nadzieję, że to nie zmieni się nigdy, dopóki będę funkcjonować w telewizji. 11 lat pracujemy razem. W show-biznesie nie ma wielu takich duetów, które się szczerze lubią i wspierają. Jestem podeksyctowana każdym naszym porannym spotkaniem i niezmiennie jestem ciekawa,czym Marcin mnie zaskoczy. Kręci nas spotykanie się i oboje kochamy swoją robotę. Wobec tej radości wstawanie o 4:30 rano nie jest żadnym problemem. Mamy pracę z przyjemnością i sądzę, że widzowie też to widzą.
Między pani drugim partnerem, a raczej partnerką z "Miasta kobiet", Pauliną Młynarską, też jest taka chemia?
- Najwyraźniej mam zdolność do nawiązywania dobrych i trwałych związków. Z Pauliną łaczy mnie głęboka przyjaźń.
Widziała już pani "Wałęsę. Człowieka z nadziei"?
- Nie. Najpierw wyślę do kina męża i syna. Na razie nie mam odwagi, by usiąść w kinie.
Jak pani wspomina pracę na planie filmu?
- To przeżycie z kategorii skoku ze spadochronem. Przyjechałam do Gdańska, usiadłam do charakteryzacji i poszłam grać. Andrzej Wajda popatrzył mi tylko głęboko w oczy i powiedział: - No, to zaczynamy! Zostałam rzucona na głęboką wodę, wśród profesjonalnych aktorów. Na szczęście, mam obycie z kamerą. Dałam radę i to jest mój mały sukces. Udało mi się zagrać epizod u Wajdy.
Zamierza pani pójść za ciosem?
- Nie, bo nawet jako mała dziewczynka, nie marzyłam, żeby zostać aktorką. Jeśli jednak dostanę ciekawą propozycję? Kto wie? Wychodzę z założenia, że kto nie ryzykuje, ten nie jedzie (śmiech).
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj.