Dorota Gardias: Bycie osobą publiczną jest trudne
Dorota Gardias - prezenterka pogody w TVN oraz TVN Meteo Active - jest szczęśliwa i zadowolona z pracy. Ale ma jeszcze jedno zawodowe marzenie...
W jaki sposób zarobiłaś swoje pierwsze pieniądze?
- Śpiewem. Grałam z tatą w zespole. Chodziłam do ósmej klasy, gdy ojciec zabrał mnie na pierwszą chałturę. Wcześniej opracowaliśmy kilka piosenek. W soboty mogłam więc pośpiewać i zarobić własne pieniądze. Dobrze mi to wychodziło. Potem, w liceum, zaczęłam już na stałe śpiewać w zespole. Nie pamiętam, co kupiłam sobie za pierwszą wypłatę, ale naprawdę fajnie było mieć własną gotówkę. To zaostrzyło mój apetyt na pracowanie i zarabianie.
Byłaś rozrzutna?
- Nigdy nie wydawałam pieniędzy na durnoty. Po pierwsze, mało było pokus na sklepowych półkach, a po drugie, to nie był łatwy czas dla moich rodziców. Pamiętam, że kupiłam sobie plecak, o jakim marzyłam i dżinsy Levi’s 501 - największy hit modowy tamtych czasów, które nosiły tylko najbogatsze dzieciaki. I miałam też na hamburgery.
Musiały być wyjątkowo smaczne, skoro je zapamiętałaś.
- Pod moją szkołą była budka, w której sprzedawano pyszne hamburgery ze smażoną cebulką. W poniedziałki, kiedy byłam przy kasie, zawsze zapraszałam na nie koleżanki.
Czego uczy praca od wczesnej młodości?
- Dobrze to na mnie wpłynęło. Wiedziałam, że aby kupić wymarzone dżinsy, muszę nie przespać iluś tam nocy i odłożyć pieniądze. Nauczyłam się pracowitości i oszczędzania. Poza tym, teraz nie mam potrzeby otaczania się rzeczami. Nie czuję żalu, że nie mogę sobie kupić markowych butów. Nie mam też drogiej torebki. Nawet nie dlatego, że nie mogę sobie na nią pozwolić, ale zwyczajnie nie potrzebuję jej, aby się dowartościować. Za taką kwotę można zrobić dużo dobrego. Albo kupić coś do domu czy też wydać oszczędności na remont.
Swoją córeczkę Hanię będziesz uczyła takiego właśnie podejścia do pieniędzy?
- Na pewno będę chciała, żeby Hania miała własne obowiązki. Zresztą już teraz tak jest - gdy się kąpiemy, bierze swoje ciuszki i zanosi je do koszyczka.
Nie chciałaś swojego życia związać z muzyką?
- Chciałam, zresztą śpiewałam bardzo długo, przez całe studia. To był dobry sposób na zarabianie sporych pieniędzy. Mogłam dzięki nim ukończyć naukę. Potem przyszedł kryzys i odchodziło się od kapel na weselach, modne stały się dyskoteki, więc i my mieliśmy mniej propozycji grania. A uwielbiałam to...
Praca w telewizji jest przyjemniejsza?
- Jest trudniejsza, z wielu powodów. Oczywiście, ktoś, kto patrzy na to z zewnątrz, na pewno myśli inaczej. Zadbana, ładnie umalowana, dobrze uczesana prezenterka, w najmodniejszych ciuchach. Szczęśliwa kobieta!
A jak jest naprawdę?
- Trudniej. Aby przyjść na poranek do telewizji, muszę wstać o 4.30, a mam dziecko, więc wiadomo, że czasami w nocy nie śpi, marudzi, bywa chore. Najczęściej te poranne wstawania są koszmarem. Muszę zrobić makijaż, przygotować wszystko dla córki. Jednak nie to jest najgorsze. Prawda jest taka, że wszyscy przeżywamy w pracy stres. To tak, jakbyśmy założyli sobie bardzo ciężki plecak na ramiona i musieli być piękni oraz elokwentni. Trzeba się skupiać na tysiącu różnych rzeczy, nie da się stać z boku. Dlatego bycie osobą publiczną jest trudne. Oczywiście, ta praca ma też mnóstwo zalet. Nie użalam się. Jestem tu, bo chcę i potrafię sobie z tym poradzić.
Gdzie widzisz siebie, powiedzmy, za dziesięć lat?
- Chciałabym pracować w telewizji. Mogłabym prezentować pogodę, bo tu naprawdę dużo się dzieje. Trzeba być ekspertem, a nie czytać wszystko z promptera. Mogłabym być prezenterem pogody nawet do pięćdziesiątki, jeśli oczywiście będą mnie chcieli (uśmiech).
A nie marzysz o własnym, autorskim programie?
- Oczywiście, chciałabym mieć swój program - o zdrowiu albo o tematyce dla rodziców, bo to mnie bardzo interesuje - sama jestem mamą i pedagogiem z wykształcenia. Marzy mi się także telewizyjne show z udziałem publiczności. Często pracuję jako konferansjerka i uwielbiam to robić!
Rozmawiała Edyta Karczewska-Madej