Dawid Zawadzki: Miłośnik zwierząt
Psy, chomiki, rybki, papuga i szynszyla. Dawid Zawadzki ma dla czworonogów nieskończenie dużo miejsca w sercu. Ma też hobby - wyścigi rajdówkami. Aktora, który wyciska życie jak cytrynę, oglądamy w "Przygarnij mnie" i "Strażakach".
Znalazł się pan wśród "siedmiu wspaniałych", którzy w programie "Przygarnij mnie" zaadoptowali bezdomnego psa. Jaki jest Brego?
Dawid Zawadzki: - To półtoraroczny mieszaniec o cechach owczarka niemieckiego - mądry, wesoły i bardzo kontaktowy. Szybko się wszystkiego uczy. Celem programu jest nie tylko przybliżenie ludziom problemu bezdomności zwierząt, lecz także edukacja: uczymy, jak postępować ze stworzeniem, którym postanowiliśmy się zaopiekować. Krok po kroku pokazujemy drogę do tego, by znaleźć z nim wspólny język, ustalić zasady postępowania - indywidualne dla danego przypadku, bo przecież pies to nie maszyna, każdy jest inny. Chcemy, by wszyscy byli zadowoleni - człowiek po ludzku, a pies po psiemu.
Co pana skłoniło do udziału w "Przygarnij mnie"?
- Chciałem podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z szeroką widownią. Od ponad 10 lat jestem psim przewodnikiem, od pięciu - instruktorem szkolenia psów, pomagam ludziom w ich wychowaniu. Nie robię tego zawodowo, lecz dla przyjemności. Wielu moich znajomych korzysta z tej pomocy. Zwykle wydaje nam się, że wystarczy pogłaskać pieska i dać mu szynkę, tymczasem potrzeb tych jest znacznie więcej, a zrealizowanie ich wymaga dużo pracy i samozaparcia.
Od kogo pan się uczy?
- Współpracuję ze znawcami psów, m.in. z Katarzyną Bargiełowską, behawiorystką, która występuje także jako ekspert w naszym programie. Dołączyłem do prowadzonych przez nią od lat, w ramach "Akademii 4 łapy", akcji zapobiegania pogryzieniom. Uczymy najmłodszych "języka psów": jak mówią, że nie chcą, żebyśmy podchodzili, co robić w razie ataku, jak nie dopuścić do niego. Uważam, że to bardzo istotnie, byśmy od najmłodszych lat uczyli dzieci postępowania ze zwierzętami - i tymi obcymi, i swoimi, dlatego chętnie w tym uczestniczę.W ogóle mogę bez końca opowiadać o czworonogach. Koleżanka zauważyła, że częściej mówię o nich niż o... rodzinie (śmiech)!
Porozmawiajmy więc o rodzinie.
- Mam żonę Małgosię i dwóch synów - 3-letniego Jaśka oraz prawie 2-letniego Juliana. Do tego cztery psy: dwie "dziewczynki", Koko i Avę (na cześć mojej mamy Ewy) oraz dwóch "chłopców": starszego, o imieniu Aik oraz Brego, który, jak już państwo wiedzą, dołączył do nas niedawno. Jest jeszcze szynszyla, dwa chomiki, papuga nimfa (ma tak dużą klatkę, że wszyscy do niej wchodzimy) i rybki.
Trzeba sporo miejsca dla takiej gromady!
- Właśnie kończę budować nowy dom. Stary zostawimy, z tą klatką i innymi przyrządami dla zwierząt. Marzy mi się urządzenie tu hotelu dla milusińskich naszych przyjaciół, na czas ich wyjazdów. Żona żartuje, że pewnie kiedyś sam się zamknę w nim z tą całą menażerią i będę szczęśliwy (śmiech).
Skąd u pana tak silna miłość do zwierząt?
- Wychowywałem się na wsi. Doglądałem naszych krów, trzody, przywykłem. Poza tym wszyscy u nas mieli miękkie serce dla wszelakiego stworzenia. Wiadomo było, że u Zawadzkich zawsze znajdzie schronienie zbłąkany pies, chory kot, połamany ptaszek. Zajmowałem się nimi. Sam się dziwię, że nie poszedłem w tym kierunku. Myślę, że byłbym fajnym weterynarzem!
A tak jest pan fajnym aktorem. Oglądamy pana m.in. w roli poczciwego Bogusia w serialu "Strażacy".
- Istotnie, Boguś to poczciwina, bez reszty oddany bliskim, w szczególności niepełnosprawnemu synkowi Piotrusiowi (Bartosz Pietraszak). Ale nawet takim ideałom jak on zdarzają się trudne wybory - wkrótce zostanie poddany próbie. Na jednej szali znajdzie się bardzo intratny interes, z którego zyski pozwoliłyby mu polepszyć byt rodziny, na drugiej - uczciwość i zwykła przyzwoitość. W którą stronę pójdzie?
A dotyczy to gaszenia pożarów?
- Nie, ochotnicza straż jest dla niego rodzajem azylu przed problemami tego świata! Tu ważni są tylko ci, którym niesie pomoc, co czyni z chęcią, ku utrapieniu żony (Magdalena Emilianowicz). Boi się o niego, że pewnego dnia nie wróci...
Trudno jej się dziwić!
- To prawda, choć ja Bogusia rozumiem. Sam mam inną, acz równie niebezpieczną pasję. Ścigam się samochodami terenowymi, a ostatnio też rajdówkami. Każdemu mężczyźnie potrzebny jest taki uwalniający adrenalinę "wentyl", dla rozładowania energii, której - przynajmniej ja - mam zawsze w nadmiarze.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj.