Daria Trafankowska: To już 9 lat
Była pogodna i delikatna. Znajomi nazywali ją Matka Boska Trafankowska. Aktorka zdobyła sławę dzięki roli siostry oddziałowej w serialu "Na dobre i na złe". Wcześniej występowała zarówno w teatrze, jak i w filmach. We wtorek, 9 kwietnia, mija 9 lat od jej śmierci.
Daria Trafankowska zmarła w Wielki Piątek, 9 kwietnia 2004 roku, po długiej i ciężkiej chorobie nowotworowej (cierpiała na raka trzustki). Miała niespełna 51 lat.
Występowała przez 25 lat na scenach warszawskich teatrów. Szerokiej publiczności znana była najbardziej jako siostra przełożona Danuta Dębska w popularnym serialu "Na dobre i na złe".
Aktorka jest jedną z bohaterek książki Małgorzaty Puczyłowskiej "Być dzieckiem legendy".
Osobiste wspomnienia autorki ze spotkań z nieżyjącymi już gwiazdami kultowych seriali, sceny i estrady, uzupełnione wspomnieniami ich dzieci, które żyły w cieniu sławnych rodziców, składają się na zbiór wzruszających historii.
"Do dziś nie mogę się pogodzić ze śmiercią Darii Trafankowskiej, wciąż mam w swoim telefonie numer jej komórki... Dusia była niezwykłą osobą, ciepłą, serdeczną, gotową oddać ostatni grosz, by pomóc innym" - mówi Małgorzata Puczyłowska.
Jak czytamy w książce, aktorka nie wstydziła się mówić o tych gorszych czasach, sprzed "siostry Danuty".
"Nie widzę w tym nic wstydliwego, bo są to normalne, ludzkie sprawy, które dotykają każdego .My, artyści nie jesteśmy tu jakimiś wyjątkami. Wręcz przeciwnie. Niestabilność naszego zawodu sprawia, że nieraz częściej, niż inni martwimy się o jutro. Najcięższe chwile przeżyłam podczas choroby mamy. Mimo, że się "uwijałam" w radiu, telewizji, teatrze a nawet próbowałam sił jako dziennikarka - nie zarabiałam dużo. A wizyty lekarzy, dyżury pielęgniarek i lekarstwa pochłaniały mnóstwo pieniędzy. Tonęłam w długach. Pożyczałam od jednych, żeby oddać innym i tak w kółko... Przez pierwszy rok pracy w serialu oddawałam długi" - opowiadała autorce książki Daria Trafankowska.
"Kiedy dowiedziałam się o jej chorobie, był to dla mnie ogromny szok. Tydzień wcześniej rozmawiałyśmy jak gdyby nigdy nic, miałyśmy jakieś wspólne plany. Poszła tylko się przebadać, bo od jakiegoś czasu trochę źle się czuła. Już usg było bardzo niepokojące, ale swoim zwyczajem nie wpadła w histerię tylko tłumaczyła, że trzeba zaczekać na resztę wyników. (...) Dusia pięknie żyła, czytała mądre książki, umiała dzielić się swoją wiedzą i troszczyć się o innych. Potrafiła wybaczać. I w najgorszych rzeczach znaleźć dobre strony" - pisze w swej książce Małgorzata Puczyłowska.
Serial "Na dobre i na złe" przyniósł Darii Trafankowskiej uwielbienie widzów. Wit Dziki, syn aktorki i reżysera Waldemara Dzikiego, wyznaje jednak, że nie lubił go oglądać.
"Dużo było takich scen, w których grała moja mama, moja macocha - Małgosia Foremniak i matka chrzestna, Renata Berger. Choć wszystkie bardzo się przyjaźniły, dla mnie taka skondensowana pigułka prywatności na ekranie, to było jednak za dużo" - stwierdza.
Oto fragment książki, w której Wit, urodzony w 1980 roku, opowiada o swej mamie.
"Raz jeden, gdy byłem mały, okłamałem mamę, a nie znosiła kłamstwa. Dostałem porządnego klapsa, a pamiętałem go przez całe życie tak, jakbym dostał Bóg wie jakie lanie. Może trudno w to uwierzyć, ale oprócz drobnych wyskoków byłem dość posłusznym dzieckiem. Nigdy, poza tamtym jedynym razem już jej nie okłamałem. Była tak dobrym człowiekiem, iż czułem, że byłoby to strasznie niegodziwe. Starałem się jej nie zawieść, choć nie zawsze mi to wychodziło. Bardzo liczyłem się z jej zdaniem, bo była moim największym autorytetem" - wyznaje Wit.
"Rodzice rozeszli się przed laty, właściwie dla mnie niezauważalnie. Byłem przyzwyczajony do tego, że tata przyjeżdżał i odjeżdżał. Że stale pracował gdzieś poza domem, więc kiedy nagle zniknął na dłużej, nie poczułem się jakoś specjalnie zraniony. Po prostu teraz nie było go częściej. Ale przecież tak w ogóle to był. Szczególnie, kiedy go potrzebowałem, mogłem na niego liczyć. Regularnie płacił na moje utrzymanie, a jak trzeba było, to dorzucał coś extra. To mama była zbyt ambitna, żeby go o coś poprosić, bo ja rosłem i moje potrzeby także, więc to" extra" potrzebne było właściwie stale. Ale ona wolała pożyczyć, niż zwrócić się do niego o dodatkową pomoc".
"Przez nasz dom stale przewijały się tłumy ludzi, którzy a to nie mieli co jeść, a to nie mieli gdzie spać i u nas znajdowali przystań. Mama nikomu nie odmawiała pomocy, choćby miała oddać swój ostatni grosz. Często denerwowałem się: przy moim komputerze jakiś człowiek, na podłodze ktoś śpi... Ale z drugiej strony, dla dorastającego chłopaka to zwariowane życie było ciekawe - te rozmowy o życiu i sztuce, a zwłaszcza o muzyce z pewnością mnie w jakiś sposób ukształtowały. (...) Nie wiem, czy potrafiłbym być aż takim altruistą jak moja mama. Mówili o niej żartobliwie Matka Boska Trafankowska i trudno o celniejszy przydomek".
"Przez cały czas trwania choroby była bardzo dzielna. Nie wiem, jak ona to robiła, ale mimo widocznego cierpienia nigdy nas, rodziny, tym cierpieniem nie obciążała. Zwłaszcza mnie starała się trzymać od swojej choroby z daleka. Dziś wiem, że chroniła mnie, żebym się nie zadręczał i miał przekonanie, ze po prostu wszystko skończy się dobrze. Na co dzień przekonywała mnie i wszystkich dookoła, że przecież zdrowieje. Ale były chwile, w których rozmawiała ze mną "tak na wszelki wypadek" jakby się coś stało, o różnych sprawach, które trzeba było załatwić. Dawała rady na przyszłe moje życie" - opowiada w książce Wit Dziki.
Książka Małgorzaty Puczyłowskiej "Być dzieckiem legendy" została wydana w 2012 roku.
Jeśli chcesz znaleźć więcej informacji o telewizyjnych produkcjach, zajrzyj na wortal Świat seriali.pl
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!