Reklama

"Czarne chmury": Pułkownik Dowgird powraca

40 lat temu zaczęliśmy się emocjonować rozgrywką między Dowgirdem a ludźmi elektora brandenburskiego. Kanał TVP Seriale z okazji jubileuszu przypomina "Czarne chmury" i zaprasza na spotkanie z twórcami tego przeboju.

Premierowy odcinek "Czarnych chmur" TVP1 wyemitowała w niedzielę, 23 grudnia 1973 r. Zrealizowany z wielkim rozmachem serial Andrzeja Konica, pierwszy u nas spod znaku płaszcza i szpady, z miejsca zdobył uznanie widzów.

- Kiedy przystępowaliśmy do zdjęć, mieliśmy wrażenie, że robimy coś dobrego. 'Czarne chmury' to nie jest błahy film, bo prócz przygód pułkownika Dowgirda przedstawia bardzo ważne tematy: patriotyzm i walkę o polskie ziemie. Po emisji dostawałem wzruszające listy od widzów, z których emanowała tęsknota za autorytetem. Wiele korespondencji przychodziło od matek, dziękujących mi, że ich dzieci po obejrzeniu filmu zmieniły się na lepsze - wspomina Leonard Pietraszak, który z okazji jubileuszu pojawi się w programie TVP Seriale "Pułkownik Dowgird powraca".

Reklama

Razem z Elżbietą Starostecką i Maciejem Rayzacherem opowie o kulisach powstawania kultowej produkcji. Osnową jej fabuły stały się dramatyczne wydarzenia z XVII wieku, związane z utrzymaniem Prus Książęcych przy Polsce.

- W trakcie pracy nad serialem bardzo dbano o realia historyczne, kręciliśmy w cudownych miejscach, wówczas trudno dostępnych, które wybrał nasz wybitny scenograf Bolesław Kamykowski. Do tego dochodziły znakomite, robiące wrażenie kostiumy, trzymająca w napięciu narracja Piotra Fronczewskiego i świetna ścieżka dźwiękowa Waldemara Kazaneckiego - mówi Pietraszak i dodaje, że atutem tej produkcji było także to, iż w najmniejszych nawet epizodach zagrali znakomici aktorzy, jak choćby Kazimierz Opaliński, Bolesław Płotnicki, Zygmunt Kęstowicz i Tadeusz Białoszczyński.

- To prawda, w 'Czarnych chmurach' pojawiła się ścisła czołówka, nie było ani grama amatorszczyzny, wszystko zagrane niezwykle profesjonalnie i chwała za to Andrzejowi Konicowi. To on wpadł na nowatorski pomysł, aby każdy odcinek kończył się nieoczekiwanie stop klatką. To był świetny marketingowy chwyt, pobudzający ciekawość widza - potwierdza Maciej Rayzacher, grający w serialu śmiertelnego wroga Dowgirda, czyli kapitana Knothe.

- Przed zdjęciami musieliśmy przejść szkolenie z jazdy konnej i szermierki. Na szczęście miałem bardzo łagodnego rumaka i ani razu z niego nie spadłem - śmieje się Rayzacher. - W niektórych scenach moich kolegów wyręczali kaskaderzy, jak choćby Leonarda Pietraszaka, którego bohater przeskakiwał z galopującego konia na pędzący powóz - zdradza aktor, dla którego najtrudniejszymi scenami były pojedynki. - W jednej ręce trzymałem szablę, a w drugiej niewielkie, schowane pod peleryną urządzenie, którym pompowałem sztuczną krew.

- Nigdy nie przypuszczałam, że broń, jakiej używaliśmy na planie, będzie taka ciężka! Na początku nie mogłam jej unieść i dopiero po wyczerpujących treningach powoli przyzwyczaiłam się do tego żelastwa. Ale prawdziwą atrakcją i jednocześnie wyzwaniem była nauka jazdy konnej, bo z końmi nie miałam wcześniej do czynienia. Po dwóch miesiącach ogromnego wysiłku nauczyłam się pokonywać opór rumaka - uśmiecha się Elżbieta Starostecka.

I dodaje: - Moja rola nie należała do trudnych, miałam kochać pułkownika Dowgirda, martwić się i drżeć o niego, gdyż nieustannie był w niebezpieczeństwie...

KRAS

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy