Cezary Żak: Wyborcza gorączka
Pożegnania, powroty, romanse, intrygi, wyzwania - tego na pewno nie zabraknie w ósmej części "Rancza". Cezary Żak, który wciela się w postaci senatora i proboszcza serialowych Wilkowyj mówi, że to Polska w pigułce, która ma swój niewątpliwy urok.
Rozpoczęła się emisja ósmego sezonu "Rancza". Okazuje się, że to rok wyborów nie tylko do Parlamentu Europejskiego?
Cezary Żak: - Nie chciałbym psuć widzom apetytu na niespodzianki, ale rzeczywiście szykuje się wyborcza gorączka. Mogę zdradzić, że za sprawą działań Czerepacha, tych legalnych i nielegalnych, nasza Polska Partia Uczciwości odniesie sukces wyborczy.
Jeśli kampania wyborcza, to i hasła wyborcze?
- Czerepach, dyrektor biura senatora Kozioła, jest nie tylko mistrzem intrygi, ale i wielkim kreatorem chwytliwych haseł. Dodatkowo duet Pietrek i Jola nagrał coś na kształt piosenki wyborczej. Będzie z przytupem!
Czy możemy spodziewać się w życiu senatora odrobiny pikanterii?
- Scenarzyści postawili na drodze senatora znaną skądinąd już w Wilkowyjach, wytrawną kusicielkę i mecenas sztuki Monikę (Emilia Komarnicka - przyp. red.), z którą senator będzie miał przelotny romans. Przez łóżko Monika będzie próbowała załatwić sobie miejsce w sejmowej komisji kultury... To takie małe ziarenko pieprzu wrzucone przez scenarzystów do mojego serialowego ogródka.
Po latach wcielania się w postaci wójta i proboszcza, nadal czerpie pan przyjemność z obcowania z braćmi Koziołami?
- Tak! Niezmiennie uważam, że ten tekst się nie starzeje. Historia, którą pisze Robert Brutter, jest na czasie. On ma nosa do opisywania polskiej rzeczywistości. A ta, z tego co słyszę, wciąż zajmuje widzów, co ma odzwierciedlenie w oglądalności serialu.
Ławeczka zyskała miano kultowej. Czy proboszcz albo senator zasiądą na niej, by posłuchać ludu?
- Na razie nie ma takich planów, ale mam dobrą wiadomość. Pisze się kolejny sezon "Rancza"! Na plan wejdziemy prawdopodobnie w wakacje i przyznam, sam jestem ciekaw, co się jeszcze w Wilkowyjach wydarzy.
Czy dojdzie do pojednania senatora z proboszczem?
- Oby nie!
Mało kto z widzów pewnie wie, że na planie ma pan dublera, który jest niezastąpiony w scenach senatora z proboszczem?
- Robert Ostolski jest moim dublerem. Uczy się moich tekstów i pomaga mi w nagrywaniu scen, gdzie muszę grać jednocześnie senatora i proboszcza. On mówi mój tekst, który ja będę mówił za chwilę. A ja muszę myśleć, co mam grać, by odpowiedzieć prawdziwie temu drugiemu. Przy pierwszym sezonie prosiłem, by szybko zmontowano te sceny, bym mógł usłyszeć, czy ja ze sobą w ogóle rozmawiam. Potem się uspokoiłem. Bez Roberta moja współpraca z tym aktorem, który gra księdza, byłaby utrudniona.
Amerykańscy aktorzy grający wiodące role w popularnych serialach w naturalny sposób stają po drugiej stronie kamery, a nierzadko także w roli producentów. Myślał pan o tym, by wyreżyserować jeden, a może nawet kilka odcinków "Rancza"?
- U nas nie ma takiej tradycji, a chętnie bym poreżyserował (uśmiech). Na szczęście dostaję propozycje, aby reżyserować w teatrze. Myślę, że to jest naturalna kolej dla aktora. Od kilku lat współpracuję z Teatrem Polonia Krystyny Jandy, gram u niej w kilku przedstawieniach, a dwa lata temu wyreżyserowałem na deskach Och-Teatr spektakl "Trzeba zabić starszą panią" z Barbarą Krafftówną. Teraz z kolei otrzymałem propozycję, by zrobić przedstawienie "Złodziej" Erica Chappella, z którym będziemy podróżować po Polsce i z pewnością zagościmy na deskach jednego z warszawskich teatrów.
Znajduje pan czas, by wspólnie z Katarzyną Żak występować z waszym małżeńskim programem kabaretowym "Dziś wieczór z teatru do kabaretu"?
- Przyznam, że brakuje nam na to czasu. Oboje z żoną mamy kalendarz tak bardzo wypełniony spektaklami w Warszawie i w Polsce, że estrada jest ostatnią rzeczą, która nas zajmuje. Urlop raczej też będzie w tym roku o charakterze "last minute" (uśmiech).
Rozmawiała Beata Banasiewicz.