Cezary Żak: Mamy wielką rzeszę fanów
Fani serialu "Ranczo" odliczają dni do startu nowego sezonu w marcu. Cezary Żak zdradza, co wydarzy się w Wilkowyjach, czy zmaga się z demencją oraz czy pociąg do "wójtowania" ma we krwi.
Lubi pan patrzeć za siebie na tamte lata, co minęły, czy przeciwnie - nie liczy godzin i lat?
- Zdecydowanie to drugie. Nigdy nie rozpamiętuję przeszłości. Może to źle, bo nie wyciągam wniosków z tego, co było. Natomiast zacząłem oglądać siebie na ekranie. Kiedyś tego nienawidziłem, teraz lubię, ponieważ dzięki temu mogę poprawić błędy, które popełniam w pracy. Niestety, w teatrze jest to niemożliwe, żeby oglądać samego siebie. Pod tym względem praca przed kamerą jest łatwiejsza.
A pracy panu nie brakuje, zarówno w teatrze, jak i przed kamerą...
- Ba! Jestem zawalony pracą. W tej chwili gram w ośmiu tytułach teatralnych. Strasznie dużo! To tak, jakbym miał w głowie osiem książek i musiał codziennie grać jedną. A oprócz tego raz w roku przez cztery miesiące kręcimy "Ranczo". Tyle rzeczy mam na głowie, że pamięć mnie czasem zawodzi. A już na pewno nie pamiętam o rocznicach.
Ale tytuły, w których pan gra, owszem?
- Na tyle demencja mnie jeszcze nie dopadła (śmiech). Do tego niektóre z nich reżyseruję. Bardzo mnie ucieszyła propozycja wyreżyserowania spektaklu "Złodziej", bo komedia kryminalna to mój ulubiony gatunek.
Jakie rewelacje czekają nas w nowym sezonie "Rancza"?
- Biskup zostanie w Wilkowyjach, co będzie powodem różnych śmiesznych historii. Po pierwsze, Michałowa będzie miała twardy orzech do zgryzienia jako gospodyni, zarówno biskupa, jak i proboszcza, którego gra Bartek Kasprzykowski. Mało tego! Klaudia Kozioł zamieszka z Fabianem Dudą bez ślubu, co spowoduje u biskupa wielkie oburzenie.
A co z wójtem? Zostanie prezydentem?
- Nie znam tajemnic 10. serii "Rancza". W 9. natomiast Polska Partia Uczciwości dostaje się do Sejmu. Wójt, jako jej prezes, zostanie posłem, ale nie będzie piastował żadnej funkcji rządowej. To Czerepach dostanie bardzo dużą władzę i zacznie ją wykorzystywać również przeciwko wójtowi, co doprowadzi go do szału. Wojna na całej linii!
Jest wojna, jest ciekawie.
- Zdecydowanie! Za każdym razem, kiedy dostaję scenariusz "Rancza", czytam go jak najlepszą książkę. Po prostu nie mogę się oderwać od tych 13. odcinków. A jest co czytać!
Postać wójta ma swój pierwowzór, którym jest pana stryj?
- Rzeczywiście, kiedy przeczytałem pierwsze odcinki, od razu zobaczyłem stryja, który za czasów mego dzieciństwa był na wsi sołtysem, facetem mocno stąpającym po ziemi. Oczywiście nie był na bakier z prawem jak wójt, ale wyglądał podobnie. Syn stryja zadzwonił do mnie kiedyś i powiedział, że zobaczył na ekranie swojego ojca.
Ostatnio serial otrzymał nominację do katolickiej nagrody Totus, za promowanie ważnych wartości duchowych.
- Cieszę się, że duchowieństwo ogląda nasz serial. Choć wiem od producenta, który otrzymywał anonimowe listy, że nie wszystkim podoba się postawa księdza, który konsultuje się z osobami świeckimi i wsłuchuje w głos społeczeństwa. Ale to prawda, mamy wielką rzeszę fanów.
Którzy twierdzą, że dzień bez "Rancza" jest dniem straconym. Co pan na to?
- Ja co prawda codziennie nie oglądam serialu, ale kiedy już zdarzy mi się włączyć telewizor, to zawsze trafiam na "Ranczo". Trochę nad tym ubolewam, ponieważ reżyserzy, którzy chcieliby mnie obsadzić w czymś innym, myślą, że my kręcimy ten serial na okrągło. A my realizujemy go cztery miesiące w roku. Przez osiem miesięcy gram tylko w teatrze. Poza tym jestem wolny i do dyspozycji.
Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz