Reklama

Być żoną Clinta Eastwooda

W niedzielę, 19 sierpnia, o godz. 22 na antenie kanału E! zadebiutuje reality-show "Pani Eastwood i Spółka", w którym widzowie śledzić będą życie Diane Eastwood, żony zdobywcy Oscarów i legendy filmowej Clinta Eastwooda oraz ich 15-letniej córki Morgan i jej przyrodniej siostry Franceski wraz z grupą wokalną z Afryki Południowej, której Diane jest menedżerką.

Czy twój mąż Clint Eastwood miał jakiekolwiek obiekcje przed tym, żeby jego rodzina występowała w reality-show?

Diane Eastwood: - Na początku Clint uważał, że promocja zespołu, którym się zajmuję, w ten właśnie sposób to świetny pomysł. Potem, kiedy w całym przedsięwzięciu miały wziąć udział nasze dzieci, zaczął mieć opory. Kiedy jednak zobaczył nagranie i wszystko wyglądało uroczo, znowu był na tak. Niemniej była to dla niego ciężka próba. Clint zdecydowanie nie pochodzi z pokolenia reality-show i ciężko mu przyszło danie nam błogosławieństwa nad tym projektem.

Reklama

Jak to jest być żoną Clinta Eastwooda?

- Cóż, jest to jedyny mąż jakiego kiedykolwiek miałam, więc nie wiem, jak to jest nie być żoną Clinta Eastwooda, ale muszę powiedzieć, że prowadzimy bardzo ekscytujące życie. Kiedy podróżujemy razem, jesteśmy wożeni luksusowymi samochodami, śpimy w najlepszych pokojach hotelowych, co jest naprawdę interesujące. Sam Clint jest najmniej pretensjonalną i najmniej interesowną osobą, jaką znam. Równie dobrze mógłby spać na podłodze w namiocie - jest mu wszystko jedno. Dzięki niemu poznałam ludzi, o spotkaniu z którymi mogłam tylko marzyć i mam doświadczenia, które bez jego obecności nie byłyby możliwe.

Porozmawiajmy teraz o twoim reality-show, czy raczej o jego formacie. Oczywiste jest, że przy każdej produkcji tego typu to ty decydujesz, które rzeczy znajdą się na wizji, a które nie. Jak było w tym wypadku - przy jakich scenach byłaś na tak, a przy jakich na nie?

- Jestem typem staroświeckiej mamy i zapowiedziałam zarówno ekipie jak i dzieciakom, że nie życzę sobie żadnych rozmów o seksie w mojej obecności! Nie chcę również, żeby dzieci słuchały takich rzeczy. Ludzie mogą sobie mówić, co chcą na osobności, ale tego typu rozmów nie będzie w moim programie. Żadnych wulgaryzmów, pomimo, że mi samej zdarza się ich używać. Po prostu oczekuję szacunku, chociaż wiem, że życie jest nieprzewidywalne i czasami wydarzają się rzeczy, których nie chciałabym w programie, ale jednak one tam są! Takie sytuacje jak kłótnie, płacz, pijackie wygłupy rejestruje kamera i nie można nic na to poradzić!

Wytłumaczyłaś już jakim Clint jest mężem, powiedz jeszcze - jakim jest ojcem?

- Jest ojcem, o jakim każdy marzy, bo zgadza się praktycznie na wszystko. Oprócz sytuacji kiedy Morgan chciała kolczyk w pępku, a Franny wymarzyła sobie tatuaż - na to się nie zgodził. Ale jeżeli nie marzysz ani o piercingu, ani o tatuażach - to jest to tata dla ciebie. Jest zawsze w dobrym nastroju. Zdarzyło mu się podnieść głos na nasze dzieci raz w życiu. On jest misiem do przytulania, ja jestem surowym sierżantem.

Czy mogę spytać, kiedy zdarzyło mu się podnieść głos na dzieci?

- Franny była wtedy w siódmej klasie i zrobiła coś głupiego - jeździła samochodem, czy może był to inny szczeniacki wybryk. A trzeba wiedzieć, że ja krzyczę codziennie. Wszystkie nasze dzieci powtarzają, że ich Clint podniósł głos raz, ale nie mogą sobie przypomnieć kiedy, bo po prostu zawsze jest bardzo miły i zawsze się na wszystko zgadza. Kiedy ja mówię "nie", one idą do niego, bo zawsze mówi "tak".

Co chcesz, aby publiczność wyniosła z twojego programu? Czego powinni się nauczyć o tobie i twojej rodzinie?

- Cóż, muszę się przyznać, że z początku wcale nie chciałam, żeby to było o mojej rodzinie. Jedyną rzeczą, której chciałam, to wypromować chłopaków z Overtone - to zasadniczo wszystko na czym mi zależało, miałam jeden cel i tym celem było pokazanie mojego zespołu światu - koniec, kropka. Teraz kiedy program jest na antenie, producenci poprowadzili go w innym kierunku, pokazując więcej mojej rodziny, co jest naprawdę urocze. Chciałabym pokazać ludziom, że mamy dokładnie te same problemy co oni - jesteśmy typową amerykańską rodziną. Myślę, że publiczność wyobraża sobie, że żyjemy w zupełnie inny sposób, ale to nieprawda. Jesteśmy na antenie od kilku tygodni i już zaczynam dostawać sporo komentarzy w stylu "Wow, wy naprawdę wstajecie rano, idziecie do sklepu, odbieracie dzieci ze szkoły". Wszyscy tutaj prowadzimy zupełnie zwyczajne życie. Nie mamy ochroniarzy, kucharzy, czy tego typu ekstrawagancji.

Jak to się stało, że pani domu pojechała do Południowej Afryki, zauważyła młody zespół, a następnie postanowiła przenieść ich do Los Angeles i zostać ich menedżerem?

- Szczerze mówiąc, kiedy ich spotkałam, to byli tak spłukani, że mieli w planach rozwiązanie zespołu. Żeby zarobić występowali jako stażyści w filmie, który Clint kręcił w Johanesburgu. Kiedy stali w tłumie, podczas kręcenia sceny na stadionie, wysłali mi smsa: "Hej, pamiętasz nas? Bierzemy dzisiaj udział w scenie grupowej!". Nie było mnie wtedy w Johanesburgu, byłam w Kapsztadzie, więc powiedziałam Clintowi, żeby ich odnalazł i pozdrowił ode mnie. Clint zapytał się ich wtedy, czy nie chcieliby nagrać demówki do ścieżki dźwiękowej tego filmu. Oni się zgodzili i tym sposobem zaczęliśmy razem pracować. Syn Clinta układał ścieżkę dźwiękową i chłopcy nagrali do niej wokale.

- Zanim się obejrzałam musiałam sprowadzić ich do LA, żeby dokończyli nagrywanie piosenek - wtedy im powiedziałam, że zostaną w USA i sprawię, że staną się gwiazdami muzyki pop. Clint powiedział mi wtedy - "Cokolwiek sprawi, że jesteś szczęśliwa, kochanie", ale wiem, że w głębi duszy nie podobał mu się fakt, że musi utrzymywać 7 kompletnie spłukanych chłopaków - karmić ich, wozić i ubierać. Lecz oni zostali z nami, ich płyta leci w radio, mamy program telewizyjny. Jeżeli wszystko to skończyłoby się jutro i tak zrobiliśmy więcej, niż mogliśmy sobie wymarzyć.

Powtarzasz, że Clint jest słodkim, kochającym mężczyzną i najlepszym tatą na świecie. Czy rozmawialiście kiedykolwiek o twoim reality-show?

- Oczywiście, Clint miał ogromne opory. Natomiast bardzo się cieszę, że kanał E! kupił ten projekt nawet bez Clinta Eastwooda, a postanowił skupić się na mnie i na moich dziewczynkach. Okazało się, że producenci mieli swoją wizję, która pokrywała się z moją - wizję kochającej rodziny, która się nie kłóci, trzyma się razem i jest bardzo zżyta. Postanowili spróbować czegoś nowego i się udało. Co prawda w nasze życie wkradł się chaos, było sporo dramatu i awantur. Potem okazało się, że Tyler Shields z zespołu postanowił zrobić coming-out przed kamerami. Nie zależało mi na takich sensacjach, ale bardzo chciałam, żeby Tyler żył w zgodzie ze sobą. Podczas tego programu nauczyłam się, że nigdy nie uda mi się kontrolować rzeczywistości, chociaż zawsze do tego dążyłam. Jedyne nad czym mogę mieć kontrolę, to o której wstaję i co jem - reszta jest kwestią przypadku.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Clint Eastwood | reality show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy