Reklama

Borys Szyc: Wchodzę na plan japońskiego filmu

Czyżby lubił kąpać się we krwi? Raczej nie, chociaż... nie brak jej ani w "Czasie honoru. Powstaniu", ani w "Lekarzach" - serialach, w których możemy go właśnie oglądać. Borys Szyc opowiada, że sam chciał kiedyś być medykiem. Zdradza przy okazji, że niebawem trafi na plan japońskiego filmu.

Jak reaguje pan na widok krwi?

- Nie robi ona na mnie większego wrażenia. Jako nastolatek chciałem zostać lekarzem i będąc w liceum, miałem praktyki w nieistniejącej już Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Pamiętam główną aulę, gdzie w słoikach z formaliną znajdowały się ludzkie zarodki. Albo dwie przedwojenne wanny, w których leżały spreparowane części ciała, a nawet zwłoki. Bardzo lubiłem te lekcje anatomii i myślę, że gdybym nie poszedł w stronę aktorstwa, zostałbym pewnie chirurgiem. Do dziś jestem pełen podziwu dla tego zawodu.

Reklama

Teraz jest pan chirurgiem w serialu "Lekarze". Wiedza medyczna przydała się?

- W trakcie pracy pomagali nam doświadczeni lekarze konsultanci, z których cennych rad i wskazówek korzystaliśmy. Dzięki nim miałem możliwość obserwacji kilkugodzinnych prawdziwych operacji, uczyłem się też niełatwego lekarskiego fachu na fantomach, przypominając sobie, gdzie dane narządy się znajdują. To ciekawe doświadczenie...

Na czym polegała największa trudność podczas kręcenia zdjęć?

- Plenerowe ujęcia realizowane były w Toruniu, gdzie spędzaliśmy około dwóch tygodni, wnętrza natomiast - w Warszawie. Dlatego nie ma mowy o żadnej chronologii i trzeba dokładnie zapamiętać, jakie sceny już zagraliśmy, w którym momencie opowiadanej historii się znajdujemy. Tę niedogodność rekompensuje mi jednak pobyt w Toruniu, do którego zawsze chętnie i z przyjemnością wracam. To miasto z niepowtarzalnym klimatem, z piękną starówką i uliczkami. Toruń jest bardzo filmowym miastem, świetnie wygląda w kadrze.

W "Lekarzach" gra pan nową postać. "Zaprzyjaźnił" się pan z Przemkiem Karskim?

- To interesujący gość, facet po przejściach i wielu bolesnych zakrętach życiowych. Codzienność nadal go nie oszczędza. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, on sam opiekuje się nieletnią siostrą, którą ciągle musi ratować z poważnych opresji. Hanka (Zofia Wichłacz) jest zapaloną obrończynią środowiska naturalnego i jej aktywność niesie ze sobą różne przykre konsekwencje. Choćby aresztowanie przez policję. Do tego jest straszną bałaganiarą, co powoduje liczne spięcia.

Na domiar złego, Karski ma na pieńku z Anną, graną przez Olgę Bołądź.

- To prawda, niezła z niej żyła! Za wszelką cenę chce mu udowodnić, że zawód lekarza wymaga wielu poświęceń. Sprawdza go na każdym kroku, testuje jego wiedzę i umiejętności. Karski rzadko więc sypia, jest w nieustannym pędzie, żyje w ciągłym stresie i napięciu.

Teraz chyba pora na zasłużony urlop?

- Wakacje już za mną, przede mną pracowity okres. Niebawem wchodzę na plan japońskiego filmu "Persona non grata", którego akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej na Łotwie i w Japonii. To historia oparta na faktach, a ja gram agenta wywiadu, który nawiązuje współpracę z dyplomatą Sugiharą, zwanym japońskim Schindlerem. Codziennie trenuję z Darkiem Brzezińskim z Fit&Eat, z którym współpracowałem przy "Wojnie Polsko-Ruskiej". Fabuła wymaga bowiem nie tylko znajomości języka angielskiego, ale dobrej kondycji fizycznej. Kto wie, może przy okazji pracy na planie nauczę się kilku zdań w języku japońskim?

źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Rozmawiał KRAS

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Borys Szyc
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy