Reklama

Bo liczy się poczucie piękna

Głos piosenkarki znają widzowie "Na dobre i na złe", "Rancza" i wielbiciele przygód Puchatka. Jest wydawcą i producentem muzycznym. Teraz współprowadzi program o architekturze.

Spotykamy się niemal w biegu - jest pani osobą bardzo zajętą. Skąd więc pomysł na udział w programie "Blaski i wrzaski"?

Anna Jurksztowicz: - Po prostu przyjęłam propozycję Piotra Sarzyńskiego, autora programu, który zaprosił mnie do współpracy wspólnie z architektem Jakubem Szczęsnym. Założenie było takie, że ta trzecia osoba, czyli ja, ma być 'z zewnątrz'.

No właśnie, chciałam zapytać o to, co piosenkarka ma wspólnego z architekturą?

- Chodziło o to, by ten architektoniczny dyletant był osobą z poczuciem piękna, miłośnikiem sztuki. Chyba spełniam kryteria (śmiech).

Reklama

Jak się pani czuje jako dziennikarka?

- Skoro dziennikarze występują w programach, w których śpiewają, to piosenkarka może być przez chwilę dziennikarką.

Jeśli pojawią się nowe telewizyjne projekty, rozważy je pani?

- Miałam kiedyś ofertę zrobienia programu kulinarnego. Nie skorzystałam z niej, bo nie byłam na to gotowa, ale gotowanie jest moją pasją, więc kto wie?

Jaką kuchnię pani lubi?

- Przede wszystkim zdrową. Gotuję potrawy wegetariańskie, ale też rodem z kuchni śródziemnomorskiej i francuskiej. Mam takie fazy - jakieś danie gotuję często, wciąż udoskonalając recepturę, a potem o nim zapominam i ćwiczę kolejną potrawę. Przyjaciele często proszą mnie o przepisy moich dań. Noszę się z zamiarem napisania książki kucharskiej.

Anna Jurksztowicz kojarzy się przede wszystkim z muzyką. Proszę zdradzić muzyczne plany.

- Pracuję nad muzyką do filmu 'Syberiada' Janusza Zaorskiego. Poważne, wzruszające kino. Mam też w planach dwa projekty. Pierwszy to muzyka medytacyjna, drugi to Mozart w formie jazzowej. Poza tym na stałe występuję z muzyką filmową Krzesimira Dębskiego.

Ostatnio głośno było o pani synu Radzimirze Dębskim i jego zwycięstwie w konkursie zorganizowanym przez Beyonce. Jak pani przyjęła jego sukces?

- Z wielką radością. On zawsze martwił się tym, że bez nas - swoich rodziców nie jest nic wart. A ten sukces, na taką skalę i kompletnie bez naszego udziału, spowodował, że kamień spadł mu z serca. Mając znane nazwisko zapracował sobie na imię. Z tego też bardzo się cieszę.

Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy