"Blondynka" z charakterem
Rusza 3. sezon "Blondynki". W roli głównej zamiast Julii Pietruchy zobaczymy Joannę Moro. Gwiazda zdradza, jaka będzie jej bohaterka.
Jak to jest, gdy wchodzi się w rolę, którą grała inna aktorka?
Joanna Moro: - Nie zastanawiam się nad tym, nie oglądam się do tyłu, idę naprzód. Chcę wykonać moją pracę jak najlepiej, wkładam w nią całe serce i skupiam się na tym, co jest napisane w scenariuszu.
Ponoć udział w "Blondynce" proponowano pani już przy okazji drugiego sezonu.
- Wtedy odmówiłam, nie byłam gotowa. Widzowie utożsamiali mnie z Anną German ze słynnego serialu. Dobrym strzałem był "Taniec z gwiazdami". Przeszłam metamorfozę: z uduchowionej osoby w kobietę z pazurem. Pokazałam, że przede wszystkim jestem aktorką.
Proszę zdradzić, co czeka widzów w 3. sezonie serialu?
- Pojawią się spore perypetie miłosne, będą tematy ekologiczne, a także zmagania z poważną chorobą, bowiem już w pierwszym odcinku okaże się, że Jagna (Magdalena Schejbal) ma raka piersi.
Czym różni się pani Sylwia od tej granej przez Julię Pietruchę?
- Jest chyba mniej dziewczęca, bardziej energiczna, z charakterem. To odważna kobieta, bo przecież zdecydowała się porzucić Warszawę i wyjechać na prowincję. Jako lekarz musi być odpowiedzialna, trzeźwo myśląca, ale z drugiej strony ciągle się zakochuje. Prywatnie jestem bardziej stała w uczuciach (śmiech).
Znalazłaby pani kilka cech wspólnych z lekarką?
- Tak jak Sylwia, jestem marzycielką. Myślę, że łączy nas także otwartość, optymistyczne nastawienie do życia.
Mogłaby pani być weterynarzem?
- Jestem umówiona z dr. Michałem Wlazińskim, lekarzem weterynarii, konsultantem serialu, że gdy nie będę miała pracy, to przyjmie mnie na praktykę (śmiech). Przyznam się, że choć zostałam wychowana na łonie natury, jako dziecko bałam się krów. Nie wiem dlaczego, ale nigdy do nich nie podchodziłam. W serialu jako Sylwia mam do czynienia z różnymi zwierzakami. Musiałam je poznać bliżej, dotykać. Lęk przed krowami zniknął.
Które sceny sprawiły pani najwięcej kłopotów?
- Trudne były ujęcia z dzikiem, kręciliśmy je kilka godzin, a na ekranie to zaledwie kilkanaście sekund. Sporo nerwów kosztowały mnie również sceny w schronisku dla psów. Realizowaliśmy je w prawdziwej placówce, w której czworonogi nie były w klatkach, tylko na wybiegu. Bywa tam niebezpiecznie, bo tworzą swoje stada, czasami na siebie warczą, dochodzi do bójek.
Jest pani typową kobietą z miasta?
- Pół na pół. Zimą mieszkam w mieście, latem zaś preferuję wiejskie klimaty i naturę. Lubię biegać boso po trawie, pływać w rzece lub jeziorze, zbierać jagody, grzyby.
13 grudnia kończy pani 30 lat. Wymarzony prezent?
- Dużo pracuję i na razie nie miałam czasu, by o tym pomyśleć (śmiech).
Rozmawiała Ewa Modrzejewska.
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!