Reklama

"Big Brother 2": Co za słowa?! "Jakby była facetem, to w ryj by dostała"

Od pewnego czasu atmosfera w domu Wielkiego Brata jest bardzo gęsta. Część uczestników knuje, spiskuje, dochodzi do ostrych wymian zdań. W środę, 9 października, doszło do kolejnego spięcia. Uczestnikowi puściły nerwy.

Od pewnego czasu atmosfera w domu Wielkiego Brata jest bardzo gęsta. Część uczestników knuje, spiskuje, dochodzi do ostrych wymian zdań. W środę, 9 października, doszło do kolejnego spięcia. Uczestnikowi puściły nerwy.
"Big Brother 2": Łukasz Stawicki i Gabi Drzewiecka /AKPA

Łukasz, który na potrzeby zadania otrzymał władzę dyktatorską, został upomniany przez Anię. Ponieważ domownicy często zwracają uwagę na to, by swoją postawą w programie dawać dobry przykład własnym dzieciom, Ania przypomniała o tym Łukaszowi. Uczestnikowi puściły nerwy. Ania uznała jego słowa za groźby.

W domu Wielkiego Brata trwa tydzień polityczny. Na początku tygodnia odbyły się wybory, w których konkurowali ze sobą Łukasz Stawicki i Anna Izvarina. Na stanowisko Małego Brata, czyli prawej ręki Wielkiego Brata, został wybrany Łukasz.
Uczestnik wprowadził w domu dyktaturę. Ponieważ ze względu na swoją pozycję mógł liczyć na wiele przywilejów ze strony Wielkiego Brata, inni musieli go bezwzględnie słuchać. W końcu domownicy przestali się na to godzić.

Reklama

Kiedy w grupie wzmagały się bojowe nastroje, Łukasz postanowił wygłosić orędzie i spróbować w ten sposób udobruchać resztę, by móc pozostać na swoim stanowisku. Jednak większość nadal chciała obalenia władzy dyktatorskiej. Ania zaczęła namawiać Łukasza, by stał się demokratą. Uczestniczka nie ukrywała, że obawia się o jego wizerunek. "Nie przejmuj się za mnie, bo ja się tobą nie przejmuję" - stwierdził Łukasz.

Rozpoczęła się zawzięta dyskusja, która przeniosła się na grunt prywatny. Kiedy Łukasz usłyszał, że w roli dyktatora najważniejsze są dla niego tylko "kasa i żarcie", napięcie zaczęło sięgać zenitu. "Nie będę ci teraz mówił, ale po programie ci powiem wszystko" - zaczął Łukasz. Ania stwierdziła wówczas, że po programie nie będzie chciała już rozmawiać z "takim dyktatorem". "Rzygnę tym wszystkim. Jak będę wychodził przez drzwi, to ci rzygnę" - usłyszała w odpowiedzi.

Ania nie spodziewała się najpewniej, że jej kolejne słowa wywołają prawdziwą burzę. "To jeszcze lepiej poprawi twój wizerunek. To jest bardzo męskie zachowanie. Rób przykład swojemu dziecku" - powiedziała, odnosząc się do jego wcześniejszej, dość osobliwej deklaracji. Te słowa oburzyły Dawida i Natalię, którzy stwierdzili, że Ania przesadziła. Wobec jej wypowiedzi nie pozostał obojętny również sam Łukasz. "Nie tykaj mojego syna. Bo ja wyjdę z tego programu zaraz" - powiedział, uciekając od grupy.

Łukasz poszedł na molo, gdzie zaczął rozmawiać o zaistniałej sytuacji z Natalią i Kasią. Nie przestał przeżywać słów Ani. "Ja mogę być w tym momencie nieobliczalny. Sam się spakuję i wyjdę z tego domu, ale ona zobaczy, jakie będzie miała konsekwencje ode mnie" - mówił.

Podczas późniejszej rozmowy z Malwiną stwierdził natomiast: "Jakby była facetem, to w ryj by dostała". Kiedy natknął się na Anię, powiedział zaś: "Nie odzywaj się do mnie, bo jesteś gorsza niż Stalin. Jeżeli jeszcze raz tkniesz moją rodzinę, to zobaczysz". Ania uznała słowa Łukasza za groźby.

Uczestnik przez długi czas nie mógł zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Nie przestawał się również odgrażać. W rozmowie z Sarą, Matuszem i Wasylem powiedział wprost, że byłby gotów ponieść konsekwencje w postaci karnego usunięcia z domu Wielkiego Brata.

"Powiem uczciwie, jeśli jeszcze raz ktoś się wypowie na temat mojego syna, nie gwarantuję za reakcję. Jeżeli ktoś chce mnie sprowokować - proszę bardzo. (...) Ch... ją interesuje, jaki ja daję przykład mojemu synowi. I niech go nie tyka. I niech nikt nie tyka mojego syna" - grzmiał uczestnik.

Autor: Maria Staroń


RMF
Dowiedz się więcej na temat: Big Brother 2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy