Reklama

Bez łatki drania

Do tej pory Marcin Kwaśny znany był z ról czarnych charakterów. Zagranie Rafała w "Klanie" dało mu możliwość pokazania się także z pozytywnej strony.

"Tel Tydzień": Ostatnio możemy oglądać pana w serialu "Klan". Jaką postacią jest Rafał, którego pan gra?

Marcin Kwaśny: - Rafał Woźniacki to kurator sądowy, który smali cholewki do Oli Lubicz. Na pewno wykaże się dużą cierpliwością, ponieważ ona wciąż jest z Norbertem, który, pomimo swojej choroby psychicznej, nadal budzi w niej pozytywne emocje. Spokój i wytrwałość to z pewnością cechy, które charakteryzują Rafała.

Lubi pan swoją postać?

- Tak, ponieważ jest dobrym człowiekiem. Przez pewien czas grałem czarne charaktery i zacząłem się obawiać, że zostanie mi przypięta taka łatka. Tymczasem okazało się, że producent, Paweł Karpiński, zobaczył we mnie kogoś innego. Stwierdził, że mogę grać też pozytywne postaci. Rafał jest ciepłym, życzliwym facetem. Mogę zdradzić, że niebawem odsłoni karty i wyzna miłość Oli.

Reklama

Jakiś czas temu zagrał pan także w "Szpilkach na Giewoncie". Czy po tej roli zauważył pan wzmożone zainteresowanie pana osobą wśród kobiet?

- Nie jestem pewien, bo mój bohater był strasznym skubańcem (śmiech). Starałem się przynajmniej, by bawił widzów. Był trochę absurdalny, lekko przerysowany. Wiem, że ta postać nadal wywołuje uśmiech. Dla mnie to osobisty sukces, bo lubię rozśmieszać ludzi. Teraz mogę to robić dzięki sztuce Wojtka Miłoszewskiego 'Rozkwaś Polaka!', którą sam wyprodukowałem oraz gram gościnnie w Teatrze Kwadrat. Reakcja publiczności przeszła moje najśmielsze oczekiwania.

Utożsamia się pan z bohaterem tego monodramu? Dopada pana czasem podobna frustracja?

- Oczywiście! W przeciwnym wypadku w ogóle bym się za to nie zabierał. Jeśli kogoś irytują kolejki na poczcie, brak kultury na drogach i zimna woda w Bałtyku, to ta sztuka jest świetnym antidotum. Dzięki niej można nabrać sporego dystansu do naszej polskiej rzeczywistości. Mój bohater sam śmieje się z własnych przywar. Momentami takie podejście bywa naprawdę kojące.

A chciałby pan zamienić się z nim na tydzień i pracować w korporacji?

- Nie ma mowy! (śmiech). Zupełnie nie nadaję się do pracy w korporacji. Kocham swój zawód i cieszę z jego różnorodności. Czuję się wolnym człowiekiem, nie nagiąłbym się do takiego codziennego rytuału. Potrzebuję więcej swobody.

Rozm. Paulina Masłowska.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: zagranie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy