"Belfer" [recenzja]: Serial po amerykańsku
Serial kryminalny "Belfer" w reżyserii Łukasza Palkowskiego ("Bogowie") zapowiadano i promowano już od wielu miesięcy. Twórcy i aktorzy podczas rozmów przekonywali, że będziemy mieć do czynienia ze zjawiskiem niezwykłym w polskiej telewizji: dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach superprodukcją, która pójdzie śladem najlepszych amerykańskich seriali ostatnich lat. Po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków "Belfra" można z całą pewnością stwierdzić - artyści nie rzucali słów na wiatr.
Osią fabuły "Belfra" jest śledztwo w sprawie morderstwa nastoletniej dziewczyny. W małej miejscowości Dobrowice grupka licealistów odnajduje w lesie ciało rówieśniczki, która w otoczeniu uchodziła za perfekcyjną uczennicę. Policja początkowo podejrzewa samobójstwo, lecz w miarę zdobywania kolejnych dowodów, poszlaki zaczynają wskazywać na morderstwo. W tym samym czasie do Dobrowic przybywa Paweł Zawadzki (Maciej Stuhr), tajemniczy i małomówny nauczyciel, który podejmuje pracę w miejscowym liceum. Gdy dyrektor szkoły przydziela Zawadzkiemu klasę, do której należała zamordowana dziewczyna, tytułowy belfer rozpoczyna własne śledztwo.
Mała społeczność jednak z niechęcią reaguje na nowego przybysza, który wtrąca się w jej sprawy. Policja i Zawadzki stoją przez to w miejscu: potencjalnym mordercą może być każdy, a wszyscy skrywają sekrety, których nie zamierzają dobrowolnie zdradzać. Natomiast na ustach śledczych niezmiennie maluje się pytanie: kto zabił? Czy są to zrozpaczeni rodzice dziewczyny (Aleksandra Popławska i Robert Gonera)? Jej szkolni koledzy (m.in. Józef Pawłowski i Patryk Pniewski)? A może któryś z nauczycieli (w tych rolach Łukasz Simlat i Katarzyna Dąbrowska) albo członkowie najbardziej wpływowej i szanowanej rodziny w okolicy (Magdalena Cielecka i Grzegorz Damięcki)? Odpowiedź na to pytanie pozornie wydaje się niemożliwa...
"Belfer" to pierwsze tego typu przedsięwzięcie stacji Canal+ w naszym kraju i efekt niedawno ogłoszonego projektu "Canal+ Oryginalne produkcje". W jego ramach powstać ma także drugi podobny serial, jednak jak dotąd jego szczegóły trzymane są w tajemnicy. "Belfer" za to idzie śladem dobrze przyjętych projektów stacji HBO: "Wataha" (2014) i "Pakt" (2015). Podobnie jak w przypadku tych przebojowych produkcji, twórcy postawili przed sobą jasny cel: zrealizować serial, który sposobem wykonania i jakością opowieści będzie dorównywał, a nawet wyprzedzał kino.
By ten plan zrealizować, udało się przyciągnąć do projektu wielu wybitnych polskich aktorów. W zaskakująco stonowanej tytułowej roli występuje Maciej Stuhr - jako Paweł Zawadzki aktor natychmiast potrafi wzbudzić naszą sympatię, choć jego bohater zdaje się być równie nieoczywisty i skomplikowany, jak główni podejrzani o morderstwo. Ponieważ jednak zmęczony życiem, nieco znudzony nauczyciel jest w Dobrowicach nowy, to jako widzowie właśnie z nim stopniowo poznajemy wszelkie najmroczniejsze i najbardziej zdumiewające zakamarki typowego polskiego miasteczka.
Prawdziwą siłą "Belfra" jest jednak doskonała obsada drugoplanowa - choć natłok postaci jest ogromny, niemal każdemu odtwórcy udaje się wykreować zauważalnego, pełnokrwistego bohatera. Wśród gwiazd szczególnie wyróżnia się Łukasz Simlat w roli "wesołego wuefisty", który ewidentnie ma sporo na sumieniu, oraz Krzysztof Pieczyński jako lokalny dziennikarz - alkoholik. Świetnie wypadają też Piotr Głowacki i Paweł Królikowski jako policjanci - najjaśniejsze źródło humoru w serialu. Kluczowa część akcji "Belfra" rozgrywa się w liceum, dlatego na srebrnym ekranie możemy podziwiać bardzo wiele młodych, nieopatrzonych twarzy. Choć debiutanci nie zawsze dorównują doświadczonym aktorom, widać w nich dużą świadomość gatunkowego ciężaru serialu.
Wielka w tym zasługa scenariusza, za który odpowiadali dziennikarz Jakub Żulczyk i dramatopisarka Monika Powalisz. Dzięki nim "Belfer" pozytywnie wyróżnia się i naturalnością dialogów, i i sprawną konstrukcją całej opowieści - widz już na początku poznaje przynajmniej kilkunastu kandydatów, którzy mogli dopuścić się zabójstwa. To sprawia, że trudno nie zastanawiać się nad każdym, nawet najdrobniejszym zachowaniem postaci - przecież morderca musi gdzieś się tu kryć... To miła odmiana, że w polskim serialu kryminalnym wreszcie doczekaliśmy się zagadki z prawdziwego zdarzenia. Choć męczy zbędna liczba przekleństw i stereotypowość niektórych postaci, scenariusz "Belfra" to najmocniejszy punkt serialu.
Swoje trzy grosze dorzuca również, a nawet przede wszystkim, reżyser Łukasz Palkowski. Twórca "Bogów" znakomicie odnajduje się w gatunkowej konwencji i kreuje spójny obraz serialowej rzeczywistości. Dba także o to, by "Belfer" w charakterze znacznie bardziej przypominał rozszerzoną wersję filmu kinowego, a nie złożony z "wypełniaczy" tasiemiec. Dobrze poprowadzeni aktorzy, klimatyczne lokacje i znakomite zdjęcia Mariana Prokopa ("Miasto 44") budują nastrój od otwierającego pierwszy odcinek ujęcia. Do tego pomysłowa czołówka i uzależniający rytm - i przepis na udany serial gotowy.
Oczywiście, "Belfrowi" sporo brakuje, przynajmniej na razie, do ideału, a tempo opowieści nieraz szwankuje, ale jest nadzieja, że to jedynie początkowe kłopoty. Bowiem mimo wielkich oczekiwań i klasycznego "pompowania balonika" przez specjalistów od promocji, serialowi udaje się nie zawieść oczekiwań i udowodnić, że hollywoodzki poziom, przy odpowiednim nakładzie pracy, jest w Polsce osiągalny. O tym, jak pewni swego materiału są przedstawiciele Canal+, niech świadczy fakt, że już pracują oni nad kontynuacją, a premierowe dwa odcinki debiutanckiego sezonu zostaną odkodowane dla wszystkich abonentów. Widzom pozostaje więc jedynie dobrze się przy serialu bawić i liczyć na to, że jak uczył Hitchcock, po początkowym trzęsieniu ziemi, napięcie w "Belfrze" będzie tylko rosło.
Adrian Luzar