W środowisku mówią o niej: matka chrzestna polskich kabaretów, królowa polskiego kabaretu. Beata Harasimowicz przez 24 lata pracowała w TVP, od 2016 roku związana jest z Polsatem. Reżyserka największych widowisk i programów satyrycznych opowiada o pracy w warunkach pandemii i swojej metodzie na walkę z wirusem.
Ostatnie tygodnie przewróciły nasze życie do góry nogami. Jak znosisz ten przymusowy urlop?
- Na szczęście nie narzekam na brak zajęć, bo czuwa chyba nade mną jakaś siła wyższa. (śmiech) Tuż przed epidemią zdążyliśmy nagrać dla Polsatu cały sezon "Przystanku Radość". W studiu i z publicznością. Rzutem na taśmę, czyli przed "zamknięciem" praktycznie całej Polski, w warszawskim Teatrze Capitol powstał pierwszy sezon programu "1,2,3 kabaret!" dla Telewizji WP. Dlatego spokojnie zaczęliśmy montaże obu cyklów. A można to robić zdalnie. Montażysta siedzi w domu, ty w swoim i robota idzie. Wolniej, ale zawsze do przodu.
Wpadłaś na pomysł cyklu, który realizowany jest przez kabareciarzy w ich domach.
- Jako że bezczynność zawsze była mi obca, już po tygodniu od wprowadzenia kwarantanny zaczęło mnie nosić. Dlatego z moją przyjaciółką i wspólniczką Zuzą Dobrucką wymyśliłyśmy "Domowy kabaret". Dlaczego? Aby dać ludziom znać, że myślimy o nich i chcemy dać im szansę odreagowania choć ociupinkę stresu. Do prowadzenia zaprosiliśmy Marcina Wójcika z Ani Mru Mru. Ze swoich domów skecze i monologi ponagrywali m.in. kabaret Jurki, Chyba, Czesuaf, Kałasznikof, Grzegorz Dolniak, Ewa Błachnio. Tak powstał pierwszy program w całości zarejestrowany telefonami artystów. Można go obejrzeć w Ipli.
***Zobacz także***