Reklama

Bartek Jędrzejak: Mylą mnie z... Błaszczykowskim

Wśród nominowanych w 18. edycji plebiscytu Telekamery znalazł się prezenter pogody Bartek Jędrzejak. Dziennikarz przyznaje, że często mylony jest z piłkarzem Jakubem Błaszczykowskim. Opowiada też o swojej przygodzie z tańcem.

Jak przyjąłeś informację, że zostałeś nominowany do Telekamery "Tele Tygodnia" w kategorii "Prezenter pogody"?

Bartek Jędrzejak: - To dla mnie bardzo miłe zaskoczenie. Nigdy wcześniej nie byłem nominowany w tym plebiscycie. Poza Wiktorami, Telekamery są jedynymi nagrodami stricte telewizyjnymi, dlatego czuję się szczególnie wyróżniony. Świetnie byłoby poczuć ciężar statuetki w ręce, ale o tym decydują widzowie. Okazują mi sympatię, na co dzień i już to jest dla mnie wystarczającą nagrodą.

W telewizji prognozę pogody prezentują przeważnie kobiety. Jak się czujesz w roli rodzynka?

Reklama

- Przede wszystkim zabawne jest to, jak nazywa się wykonawcę mojego zawodu. Formalnie, jesteśmy prezenterami pogody. Jednak zazwyczaj wszyscy używają stwierdzenia - pogodynek, pogodynka. Czasami się zastanawiam, czy gdybym poszedł do banku wziąć kredyt i wpisał do rubryki "zawód", że jestem pogodynkiem, mój wniosek zostałby pozytywnie rozpatrzony (uśmiech). Rzeczywiście, środowisko, w którym pracuję, jest sfeminizowane. Szczęściarz ze mnie, bo otaczają mnie piękne kobiety. Z drugiej strony, w pracy muszę dać z siebie jeszcze więcej, bo nie dorównuję swoim koleżankom pod względem urody (uśmiech).

W telewizji występujesz na żywo i musisz liczyć się z ryzykiem, że wydarzy się coś niespodziewanego. Czy mógłbyś wspomnieć o jakichś zabawnych sytuacjach, które przytrafiają ci się w pracy?

- Ciągle dzieją się takie sytuacje. Uwielbiam mistrzów drugiego planu. Wchodzimy na żywo, zaczyna się prognoza pogody. Nagle przy mapie pojawia się ktoś z telefonem i mówi tak: "Ty, słuchaj, włącz TVN, stoję koło takiego blondyna i właśnie ci macham".

Podobno mylą cię z piłkarzem polskiej kadry, Kubą Błaszczykowskim.

- Już nieraz tak się zdarzało. Przytoczę na przykład taką sytuację. Lecę do Norymbergii, do rodziny. Siadam przy starszej damie, która patrzy na mnie i mówi: "Panie Jakubie, jak kolano po kontuzji?: "Jakie kolano?" - odpowiadam zdziwiony. "Przepraszam, ale nie jestem Błaszczykowskim" - tłumaczę. Bardzo dużo osób twierdzi, że jesteśmy do siebie podobni. Nawet mamy taki pomysł, żeby Kuba poprowadził prognozę pogody. Z kolei ja mógłbym, gdzieś w Dortmundzie, wziąć udział w treningu. Niedawno rozmawiałem o tym z Marcinem Dańcem, który przyjaźni się z Kubą. Zadeklarował, że pomoże to zorganizować.

Jak zostałeś prezenterem pogody?

- To był przypadek. Wcześniej, po prostu byłem dziennikarzem. Pracowałem w Telewizji Polskiej w Poznaniu, potem w Warszawie. Przygotowywałem materiały dla "Wiadomości", "Panoramy", "Teleexpressu". Kiedyś dyrektor poznańskiego oddziału przyszedł i powiedział: "Słuchajcie, musimy znaleźć prezentera pogody". Wskazał na mnie. Nagrywanie pogody zajmowało mi pół godziny. Potem wracałem do redakcji i pisałem newsy.

- Jako dziennikarz musiałem zmierzyć się z zamachami 11 września, śmiercią papieża, wojną w Iraku. Dogłębnie poznałem pracę reportera. Bardzo mi to pomaga w prognozie pogody. Kiedy przeszedłem do TVN-u, do programu "Dzień Dobry TVN", skontaktowano się ze mną ze stacji TVN Meteo i zapytano, czy nie mógłbym przyjść i czegoś zrobić. Powiedziałem: "Ok, nie ma sprawy". Tak to się zaczęło.

źródło: PAP/x-news

Można powiedzieć, że do wystąpień publicznych przygotowywałeś się już w dzieciństwie. Należałeś do Lubuskiego Zespołu Pieśni i Tańca. Czy mógłbyś czytelnikom opowiedzieć o tym rozdziale swojego życia?

- To był bardzo ciekawy rozdział. Gdyby nie Lubuski Zespół Pieśni i Tańca w Zielonej Górze, w którym tańczyłem, to w życiu nie poznałbym tylu miejsc na świecie, nie zawarł wielu przyjaźni. Kiedyś, żeby dostać paszport, gdziekolwiek wyjechać, trzeba się było mocno starać. Natomiast taniec otwierał drzwi, otwierał granice. Tańczyłem od drugiej klasy szkoły podstawowej. Zjechałem cały świat. Występowałem nawet w Panamie. W Rzymie miałem okazję osobiście poznać Jana Pawła II, spędzić z nim trochę czasu, rozmawiać. Nigdy tego nie zapomnę. Co jeszcze zawdzięczam tańcowi? Podróże rozbudziły we mnie ciekawość świata, ciekawość ludzi. Teraz to procentuje.

Z Zielonej Góry, tak jak ty, pochodzi Michał Malitowski, utytułowany tancerz tańca towarzyskiego i juror programów telewizyjnych. Czy panowie się znają?

- Oczywiście. Pamiętam, jak w Zielonej Górze jeździłem autobusem miejskim na próby z kostiumem ludowym zawieszonym na plecach. Zazdrościłem Michałowi, który woził ze sobą pięknie skrojony garnitur. Trochę się z tego śmieliśmy, że ja taki "na ludowo", a on taki wybrylantynowany. Dawno się z Michałem nie widzieliśmy, więc miło byłoby powspominać. Może będzie ku temu okazja.

Czy dzisiaj wykorzystujesz swoje umiejętności taneczne, choćby na weselach?

- Muszę się przyznać, że nie lubię tańczyć. Na weselach, na zabawach, raczej jestem osobą siedzącą i obserwującą. Trudno mnie zmobilizować do tańca.

Pracując dla "Dzień Dobry TVN", prawie nieustannie podróżujesz. Gdzie pojedziesz w najbliższym czasie?

- Wybieram do się do Gliwic. W tamtejszej palmiarni otwarto pierwszą w Polsce autostradę dla mrówek. Chcemy zobaczyć, jak mrówki pędzą po piasku, nosząc listki (uśmiech).

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life).

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy