Artur Barciś: Nie umiem kłamać
Przebiegły, fałszywy i... zabawny. Taki jest grany przez niego Arkadiusz Czerepach w "Ranczu". Artur Barciś opowiada o tym, kto był pierwowzorem tej postaci i czy prywatnie coś go z nim łączy.
Czerepach miał być małą rolą, prawda?
Artur Barciś: - Ja w ogóle nie miałem grać w "Ranczu". Umówiliśmy się z Czarkiem Żakiem, że na jakiś czas się rozstajemy, żeby nie być taką stałą serialową parą. Ale okazało się, że nie ma kim obsadzić tego Czerepacha. Zaproponowano go mnie, ale na początku się nie zgodziłem, bo nie chciałem grać takiej niewielkiej roli. Na szczęście mnie przekonano, że to sprawa rozwojowa.
A spodziewał się pan, że Czerepacha i Lodzię połączy miłość?
- Nie! To genialny pomysł, bo Arkadiusz był skrajnie negatywny, a przez miłość do Lodzi znacznie się ocieplił, stał się bardziej ludzki. A to zawsze dla roli jest dobrze, kiedy postać nie jest jednowymiarowa.
Właśnie, bo choć Czerepach jest zły, to jakoś tak się składa, że wszyscy go lubią.
- I ja się mogę tylko z tego cieszyć! Nie gram go komediowo, gram śmiertelnie poważnie. W pierwszym odcinku 9. serii jest scena z zamianą peruk na bardziej gęstą. Bałem się, że jest nieprawdziwa, zbyt farsowa. Że to zbyt nieprawdopodobne, by Czerepach naprawdę mógł myśleć, że nikt nie zauważy zmiany. Ale potem pomyślałem, że znam takie kobiety, które dla poprawienia urody są gotowe na wszystko. A nie są to jakieś idiotki, więc człowiek dla wyglądu potrafi zwariować. I Czerepach też zwariował.
Pan by zwariował?
- Nigdy w życiu! Mam przyjaciela, który jest właścicielem kliniki urody i ciągle mnie namawia, żebym sobie coś tam poprawiał, ale na pewno tego nie zrobię. Człowiek powinien się starzeć w sposób naturalny. Każdy ma prawo robić ze swoim ciałem, co chce, ale przyznaję, że niektórych ludzi po prostu nie rozumiem.
To pan wpadł na pomysł, by Czerepach nosił perukę.
- Tak. Propozycję roli dostałem zaraz po zakończeniu "Miodowych lat". Bardzo mi zależało, by Czerepach różnił się fizycznie od Norka. I ode mnie. Inspiracją stał się pewien urzędnik w mojej gminie. Miał na głowie taki tupecik i był przekonany, że nikt o tym nie wie. A oczywiście było to widać na kilometr. Jednocześnie był złośliwy i wredny, i od razu uznałem, że to może być pierwowzór Czerepacha.
A propos wredności - w 9. serii "Rancza" będzie pan chciał pozbyć się senatora...
- Nie mogę powiedzieć, co się będzie działo, udzielę więc politycznej odpowiedzi: nie potwierdzam i nie zaprzeczam. To, co scenarzysta dla mnie napisał... Było co grać!
Gra pan tak dobrze polityka, że sam pan powinien nim zostać!
- Nie, na pewno nie. Jestem tylko aktorem. Czerepach jest sumą pewnego rodzaju polityków. Zabawne jest to, że kiedy ich spotykam, to oni mi bardzo gratulują roli, a nie zdają sobie sprawy z tego, że to satyra na nich. Co drugi sekretarz gminy ma ksywkę Czerepach i się z tego cieszy!
Bo to człowiek, który potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji. Pan też umie?
- O nie! Jestem bardzo dobrze zorganizowany zawodowo, ale jeśli chodzi o prywatne życie... Nie radzę sobie z wydawaniem pieniędzy. Ministrem finansów w domu jest moja żona i dzięki temu mamy z czego żyć. Należę też do ludzi, którzy nie potrafią kłamać. Kiedy próbuję coś zmyślić, moja żona natychmiast to widzi i mówi: Już dobrze, dobrze... Pyta wieczorem: Które to piwo? Ja: Drugie! A ona z politowaniem: Jasne...
Ale radzi pan sobie świetnie z fanami - jest pan bardzo aktywny na swojej stronie...
- Bardzo szanuję swoich widzów i uważam, że oprócz grania coś im się ode mnie należy. Dlatego informuję ich o tym, co się u mnie dzieje. Z niektórymi fanami poznaliśmy się osobiście i zostaliśmy przyjaciółmi. Co roku organizowany jest zlot, na który przyjeżdżają sympatycy z całego świata. Rozmawiamy, siedzimy przy ognisku, pijemy piwko... W tym roku spotkamy się już po raz czternasty, prawdopodobnie gdzieś w okolicach Lublina. Tam właśnie powstało ostatnie przedstawienie w mojej reżyserii "Trzy razy Piaf".
Zbliża się Wielkanoc - pan lubi święta?
- Tak, bo to taki cykl - jest przed Bożym Narodzeniem, po, potem jest Wielkanoc... Lubię ten klimat, może jestem sentymentalny, ale lubię. To zawsze też pretekst, żeby się spotkać. Oboje z żoną intensywnie pracujemy i nie mamy za dużo czasu na życie towarzyskie. A w drugi dzień świąt do mojego domu przychodzi tłum przyjaciół. To taka tradycja. Dlatego lubię święta.
Rozmawiała: Ewa Gassen-Piekarska.
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!