Anna Powierza o swoich koniach
Anna Powierza, której dużą popularność przyniosła rola serialowej Czesi w "Klanie", wyznała, że jest zapalonym fanem koni i jeździectwa. "Moja mama śmieje się nawet, że pierwszym słowem, które wypowiedziałam nie było mama czy tata, tylko koń" - żartuje aktorka.
Przygodę z jeździectwem Powierza zaczęła jako kilkunastolatka, ale miłość do koni towarzyszy jej od dzieciństwa. "Pamiętam, że gdy wyjeżdżałam na wakacje, to liczyło się dla mnie tylko to, jakiego konia widziałam i pogłaskałam" - wspomina w rozmowie z PAP Life.
Dziś ma dwa swoje wierzchowce: Emila i Ciosa, którego - jak mówi - wszyscy nazywają Ciastkiem. Jeździ na nich tak często, jak może - latem nawet 4-5 razy w miesiącu. "To dla mnie ogromna pasja i niesamowity relaks. A im więcej piętrzy mi się obowiązków zawodowych czy prywatnych, tym częściej potrzebuję, by wsiąść na konia i jechać do lasu, żeby się zresetować, nabrać sił i odpocząć" - opowiada.
Swoje konie Powierza trzyma w pensjonacie pod Warszawą. Obydwa - jak mówi - są z nią z przypadku. "Los tak sprawił" - zaznacza aktorka. Pierwszego przygarnęła ok. 15 lat temu. Wyrwała go niemal rzeźnikowi spod noża. W rozmowie z PAP Life opowiada, że trafił do niej z Bieszczad, gdzie wcześniej spędzała wakacje w siodle. "Kiedyś z tamtych stron zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała, że w stajni, w której byłam raz czy dwa, właściciel chce oddać wszystkie konie na rzeź. Nie widział w tym biznesu i postanowił w ten sposób się ich pozbyć" - wyznaje Powierza.
Z tej likwidowanej stajni aktorka wykupiła konia, na którym wcześniej jeździła, "za cenę mięsa plus flaszkę". "Zdążyłam przyjechać w te Bieszczady na chwilę przed rzeźnikiem i myślę, że szalę w sprawie zakupu przeważyła ta flaszka. Po dziś dzień mam spisaną umowę zakupu tego konia na jakiejś wyrwanej kartce papieru, podartej i zaplamionej. Trzymam ją na pamiątkę" - mówi.
Najpierw uratowanego konia chciała oddać, ale w końcu zdecydowała się go zatrzymać. "Był chudy jak patyk, wszystkie żebra miał na wierzchu i nic nie umiał. Poza tym nienawidził ludzi. Jak weszłam po raz pierwszy do niego do boksu, to mnie stamtąd wykopał. I panicznie bał się mężczyzn" - wspomina aktorka.
Zaczęła więc namawiać kolejnych trenerów, by ci spróbowali czegoś Emila nauczyć. "Każdy pukał się w głowę i mówił, żeby kupić pod siodło innego" - przyznaje Powierza. Nie poddała się i wreszcie trafiła na kogoś, kto trudnego zadania zdecydował się podjąć. Ów trener został z koniem sam na sam, kiedy Powierza połamała się przy kolejnej zrzutce.
"Po trzech miesiącach nie byłam w stanie poznać zwierzęcia. Trener tak go obłaskawił, że ten mój mały, wredny koń, stał się zupełnie niesamowitym zwierzęciem z cudownym sercem" - podkreśla.
Na drugiego ze swoich koni - Ciosa zwanego Ciastkiem - aktorka trafiła, gdy zachorował Emil. Znajoma zaproponowała, by Powierza jeździła w tym czasie na jej koniu. "Nasza 'znajomość' z Ciastkiem zaczęła się od tego, że wywiózł mnie z ujeżdżalni pełnym galopem" - z uśmiechem wspomina aktorka. "Generalnie, co chwilę atakowały go jakieś niewidzialne mrówki - brykał i robił cuda. Ale nigdy mu się nie zdarzyło mnie zrzucić. Za to go bardzo cenię" - dodaje.
Właścicielką Ciastka aktorka stała się wtedy, gdy koleżanka postanowiła go sprzedać. Najpierw nie zdecydowała się na ten krok, bo myślała, że dwóch koni nie ma szans utrzymać. Ale gdy pojawiali się kolejni kupcy, "pękało jej serce". "W dodatku zwierzę, nie wiadomo dlaczego, gdy ktoś przyjechał, to zawsze robiło jakiś numer" - mówi Powierza, wspominając, że np. gdy przyjeżdżał kupiec, szukający konia aktywnego, to wierzchowiec powłóczył nogami, a gdy przyjeżdżał ktoś, kto szukał zwierzęcia ułożonego - Ciastko zrzucał go z grzbietu. "Po kolejnej takiej wizycie postanowiłam go kupić. Tym bardziej, że przecież on chciał być mój" - podsumowuje artystka.