Anna Korcz: Mam swoje zasady
Ciepła, życzliwa, ale i konkretna. Nie boi się wyzwań ani plotek na swój temat. Jest zabieganą mamą, lecz tak się nauczyła godzić obowiązki, że tylko brać przykład!
Coś mi się zdaje, że nie przepada pani za przeprowadzkami. W końcu w "Na Wspólnej" mieszka pani już trzynaście lat!
Anna Korcz: - To prawda, choć prywatnie od pewnego czasu żyję poza miastem. Przez to mój wątek został znacznie okrojony. Z chęcią bym już wróciła do Warszawy.
W prywatnym życiu od sześciu lat znów jest pani mamą...
- Mogłabym powtórzyć za Jankiem Englertem, że sztuką jest urodzić sobie wnuczka. (śmiech) Pan profesor tak mówił, kiedy na świat przyszła jego Helenka. Jaśka urodziłam, mając 42 lata. Śmiało mogłabym być już babcią. Między synem a moją starszą córką jest prawie 20 lat różnicy. Czasami po minach spotkanych osób, które nie kojarzą mnie jako aktorki, widzę, że zastanawiają się, czy to aby nie mój wnuczek.
Lepiej jest być mamą w dojrzałym wieku czy młodą babcią?
- O byciu babcią nic nie wiem. Z kolei bycie dojrzałą mamą to duży problem. Bóg dobrze to sobie wymyślił, żeby rodzić dzieci w młodym wieku. Do tego potrzebne są spore siły witalne. Czasami bywam naprawdę zmęczona. Jazda na rowerze owszem, ale na grę w piłkę nie miewam ochoty. Poza tym, jak każda kobieta, mam na głowie setki obowiązków.
Ale jest też pani buntowniczą zodiakalną Lwicą!
- To już zamierzchłe czasy. (śmiech) Choć ze mną rzeczywiście ciężko się żyje. Z kolei w pracy mam swoje zasady. Nie uznaję spóźnień, kłamstwa, fałszywego świadectwa, obgadywania, złodziejstwa. Jestem niezwykle obowiązkowa, a to wielu osobom przeszkadza. Kiedyś dzięki "życzliwym" kolegom nie dostawałam żadnych propozycji, bo według nich przez pięć lat chodziłam w ciąży. Jakież zdziwienie wywoływałam wśród niektórych osób, mówiąc, że moja córka ma już cztery lata. Podobno przy kompletowaniu obsady do filmów, kiedy pada moje nazwisko, odzew jest mniej więcej taki: "Korczowej nie bierzemy, bo ona ma dużo kasy". W takim razie Julia Roberts nie powinna grać od wielu lat, bo jest milionerką.
Pani pasją są podróże.
- Zjeździłam z dziewczynkami kawał świata. Nie powinno się ograniczać do własnego ogródka, bo człowiek by zwariował. Trzeba jeździć, oglądać, podziwiać, wąchać, smakować. Starsza, Ania, przez pół roku zbiera pieniądze, by wyjechać w kolejną podróż marzeń. Powtarzam im, że tych wspomnień nikt im nie zabierze. I jak widać, moja nauka nie poszła w las!
Rozmawiał Marcin Kalita.