Reklama

Andżelika Piechowiak biega mimo woli

Andżelika Piechowiak przyznaje się do pracoholizmu, ale przekonuje, że nie musi się z jego powodu specjalnie regenerować. "W dniach wolnych najbardziej cieszy mnie to, że budzik nie dzwoni" - wyznaje aktorka.

"Często się śmieję, że jak spojrzę na siebie w lustrze po pół dnia biegania w dresie z jakąś kitką w stylu Małej Mi, to wcale nie uważam, żebym wyglądała jakoś super. Kiedy mam wyglądać, to mam. Kiedy nie muszę, to uff..." - mówi PAP Life Andżelika Piechowiak.

Jednym ze sposobów na regenerację jest sen. Aktorka przyznaje, że jest śpiochem i nigdy nie ma problemu z zasypianiem. "Nie reagują tak np. na stres, że nie mogę spać w nocy. Zasnę w każdych okolicznościach, w każdym miejscu i o każdych porach dnia i nocy. Nawet, jak zmienia się strefę czasową to dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Śpię też bardzo mocno i to chyba sprawia, że mój organizm odpoczywa. Zawsze muszę też wyspać określoną liczbę godzin. Jak tego nie zrobię, to przychodzi taki dzień w tygodniu, że do 10-tej się nie dobudzę. I przyznam, że w dniach wolnych najbardziej cieszy mnie to, że budzik nie dzwoni" - żartuje Piechowiak.

Reklama

"Dlatego zawód aktora bardziej mi odpowiada, kiedy jest dużo teatralnych premier, kiedy to wszystko kończy się późno wieczorem, a nie jak trzeba o godzinie 4:30 jechać na plan zdjęciowy. Zwłaszcza jesienią czy zimą, kiedy jest ciemno i zimno. Wtedy budzi mnie tylko mocna herbata, bo kawy nie pijam. Także o regenerację jakoś specjalnie nie walczę. Jak mam ochotę najeść się czegoś niezdrowego i tłustego, to jem. Jak mam ochotę napić się wina, to piję. Nie walczę też z różnego rodzaju dietami" - opowiada gwiazda.

A jak aktorka dba o swoją formę? "Jeśli chodzi o uprawianie sportów, to brak mi w tym względzie systematyczności. Parę razy starałam się coś nałogowo uprawiać. Różnych rzeczy próbowałam - była joga, był pilates, był też jogging" - wylicza aktorka i przyznaje, że ostatecznie nie uległa również modzie na bieganie.

"Zawsze się śmieję, że w pracy wystarczająco się nabiegam, bo wtedy widzę w tym sens, bo to jest po coś. A takie bieganie samo dla siebie jest dla mnie trochę go pozbawione. Jak miałabym dokądś dobiec, coś załatwić i wrócić, to pewnie bym biegała. A tak samej dla siebie to szkoda mi czasu" - wyjaśnia PAP Life.

"Jak się schodzi po spektaklu ze sceny, to mimo woli człowiek czuje się jak po dwóch godzinach na siłowni. Wbrew pozorom wysiłek jest straszny, co zresztą widać po rzeczach, które się zdejmuje, które można potem wyżymać. Oczywiście oświetlenie sceniczne robi swoje, bo tak naprawdę na scenie jest trzy razy cieplej niż na widowni. Zawsze się śmieję, że w domu też mam jogging, bo biegam z góry na dół, z dołu na górę, jak np. czegoś zapomnę. Staram się też nie korzystać z windy, a że mieszkam na piątym piętrze, to jak się tak ze dwa razy przebiegnę w tę i z powrotem, to już czuję, że coś zrobiłam" - kwituje Piechowiak.

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy