Andrzej Zieliński: Prawie pracoholik
Nobliwy prawnik w "O mnie się nie martw", lojalny dowódca straży granicznej w "Watasze", podejrzany biznesmen w "Prawie Agaty". Andrzej Zieliński opowiada o tym, dlaczego w tym sezonie wszędzie go pełno.
Znał pan Bieszczady przed "Watahą"?
Andrzej Zieliński: - Nie bardzo. Co prawda pochodzę z Tarnowa, ale w Bieszczadach byłem w dzieciństwie, raz, i mało z tego pamiętam.
Czyli odkrył pan te tereny dla siebie?
- Zdecydowanie tak. Nie wiem, czy jest w Polsce piękniejsze miejsce. Bieszczady jesienią to coś tak oszałamiającego, ogrom rozszalałej przyrody robi wielkie wrażenie! Plus niesamowita ilość żywych stworzeń. Kiedy po zmroku jedzie się samochodem, nie można przekraczać 30 kilometrów na godzinę, bo jest gęściej niż w zoo. Wilki, jelenie, niedźwiedź się zdarzył...
Przechodzili państwo jakieś szkolenie z pracy służb granicznych?
- Nie. Spędziłem rok w wojsku, a straż graniczna to wojsko trochę innego rodzaju. Natomiast rzeczywiście, wskazane jest przygotowanie kondycyjne. Tam przejście kilometra to nie to samo, co przejście tej odległości tutaj. Poza tym od chłopaków ze służby granicznej dowiedziałem się, że np. podczas przemytu ludzi wiele osób umiera tam z wychłodzenia w lecie! Różnice temperatur są duże, to nie jest miejsce łatwe do "oswojenia".
Obecnie oglądamy pana w aż trzech serialach ("Wataha", "O mnie się nie martw", "Prawo Agaty")...
- To przypadek. Wszystkie one weszły prawie równocześnie na ekran i pewnie dlatego sprawia to takie wrażenie. Tymczasem "Watahę" kręciliśmy prawie rok temu. Nad "O mnie się nie martw" i "Prawem Agaty" pracowaliśmy w czasie wakacji, a nawet trochę dłużej. Teraz więc muszę się skupić już tylko na teatrze. Mam dwa tygodnie do premiery i nie mogę sobie pozwolić na żadne dodatkowe zajęcia.
Zagrał pan też ostatnio w kilku filmach fabularnych.
- Kryminał "Ziarno prawdy" będzie na ekranach w styczniu. Moja rola nie jest duża, ale bardzo fajna. Wejdzie też "Kebab i horoskop", który również kręciliśmy w maju ubiegłego roku. Powtarzam więc, że taka moja "liczna" obecność na ekranie to przypadek.
Nadchodząca premiera w Teatrze Współczesnym to... "Taniec albatrosa" Geralda Sibleyras.
- To bardzo ciekawy, inteligentny i zabawny tekst.
Wydaje się pan jedną z bardziej tajemniczych postaci show-biznesu...
- Nie, po prostu nie zamierzam nikogo epatować moimi przeżyciami. Czy sobie wstrzyknąłem botoks, spotykam się z jedną czy drugą osobą. Nie uważam, żeby to było specjalnie interesujące, a już na pewno ja nie jestem zainteresowany dzieleniem się tym z kimkolwiek. Chcę być oceniany na podstawie tego, co robię, czyli pracy, a nie plotek, które szczerze mówiąc, w ogóle mnie nie obchodzą.
Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!