Andrzej Nejman: Ciężkie życie dyrektora
Swoje potrzeby zawsze stawiał na dalszym planie. Często zapomina o sobie, bo zawsze jest coś ważniejszego. Ale się nie oszczędza!
Mimo młodego wieku Andrzej Nejman (38 l.) osiągnął już wiele. Kiedyś gwiazda serialu "Złotopolscy", od paru lat pracuje w teatrze, i to na dwóch etatach: aktora i dyrektora. Spędza tam po kilkanaście godzin dziennie. A wszystko dlatego, że scena jest jego miłością. Ostatnio zatęsknił jednak za filmem. I wraca do niego w wielkim stylu. Ale przede wszystkim jest głową rodziny. I doskonale zdaje sobie sprawę, jak wiele teraz od niego zależy...
Na długo pochłonęła pana praca w teatrze. Mimo wszystko zatęsknił pan za planem filmowym. Witam z powrotem po półtorarocznej przerwie!
Andrzej Nejman: - Jak ten czas leci... Dopóki nie pojawiłem się na planie, nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo mi tego brakuje. Cieszę się niezmiernie z udziału w filmie "Od pełni do pełni".
Wciela się tam pan w postać pełnego uroku trzydziestolatka. Ta rola była pisana chyba specjalnie dla pana?
- Dziękuję, to miłe. Ale ja tak niestety nie uważam. Reżyser i producent musieli mnie naprawdę długo przekonywać, że nadaję się do tej roli. Nie jestem typem podrywacza. A powiedziałbym nawet, że jest wręcz przeciwnie. Jestem statecznym ojcem rodziny.
Ale jednocześnie dobrym aktorem, który potrafi zagrać nawet największego podrywacza...
- Chciałbym, aby reżyserzy również sobie o tym przypomnieli!
Aktor i dyrektor. Czy mi się tylko wydaje, czy trochę zmęczyła już pana ta praca w teatrze?
- Permanentne przemęczenie to jest to, co teraz najlepiej mnie cechuje. Nawet moi koledzy z teatru upominają mnie, że powinienem jak najprędzej odpocząć. I oczywiście mają rację. Ostatnio przez zmęczenie nie mogłem nawet zapamiętać tekstu, którego uczę się do nowej roli. A dodam, że przez 15 lat pracy nigdy mi się to nie zdarzyło.
To dlaczego został pan dyrektorem teatru, skoro to takie szalenie odpowiedzialne i ciężkie zadanie?
- Nie zawsze tak jest! To wszystko zależy od teatru. Niestety, w moim przypadku faktycznie nie jest to łatwe zadanie. Przejęcie dyrektorskiego stołka nie było jednak w moich planach.
W takim razie jak do tego doszło?
- Prowadziłem biznesy, miałem swoją firmę producencką, po prostu dobrze czułem się w tym fachu. Zresztą zawsze interesował mnie szeroko pojęty menedżment. I tak się jakoś zdarzyło, że Teatr Kwadrat stracił swoją siedzibę. Doszło do tego, że w ogóle miał zniknąć z mapy Warszawy. Trzeba było zatem ratować to miejsce. Dlatego podjąłem się tego zadania. I może zabrzmi to trochę niezręcznie, ale... zostałem dyrektorem z przypadku.
Jakie zatem plany na najbliższą przyszłość ma Andrzej Nejman - dyrektor?
- Przede wszystkim przenieśliśmy swoją siedzibę na Marszałkowską. I dlatego chcemy zdobyć pieniądze na duży remont. Sprawa ta spędza mi sen z powiek. Obecnie mamy z tym największy kłopot.
Niestety, ambitne plany teatralne bardzo szybko weryfikuje brutalna rzeczywistość. Musi pan stale trzymać rękę na pulsie.
- Rzeczywiście praca w teatrze zajmuje mi kilkanaście godzin dziennie. I cały czas jest jakiś pożar do ugaszenia. To napięcie i stres przenosi się niestety później na rodzinę. A to nie jest fajne...
Najbliżsi przez to cierpią?
- Ostatnimi czasy faktycznie pracuję tak dużo, że moja rodzina wiele na tym traci. To nie jest zdrowe.
Pańska żona musi być zatem bardzo wyrozumiałą kobietą!
- Moja żona pracuje razem ze mną w Teatrze Kwadrat. Uznaliśmy, że jeżeli mamy się jeszcze kiedykolwiek spotkać, to musimy coś z tym zrobić. I tak oto została wolontariuszką w moim teatrze. Pracuje za darmo po kilka godzin dziennie. Ale dzięki temu przynajmniej jakoś się widujemy.
Może jednak powinien pan zwolnić to zawrotne tempo?
- Wierzę, że przyjdzie taki dzień, w którym wreszcie będę miał więcej czasu dla siebie. Marzę o tym, aby powrócić do dawnej formy.
Bo obecnie doba jest dla pana za krótka?
- Dzieci, rodzina, praca... naprawdę ciężko to wszystko ze sobą pogodzić. Musiałem z czegoś zrezygnować. I w pewnym sensie zrezygnowałem z siebie...
Co ma pan na myśli?
- Musiałem zrezygnować ze swoich potrzeb, np. z siłowni. Wcześniej chodziłem tam regularnie. Teraz nie mam na to czasu.
A na to, aby pokopać z synem w piłkę, udaje się panu znaleźć czas?
- Staram się, by Kuba aktywnie odpoczywał. W wolnej chwili chodzimy do Powsina do parku linowego. Zdarza się, że w weekendy jeździmy na rowerach. A w domu czytamy książki po 20 minut dziennie, jak nakazał Żebrowski. Natomiast nie ukrywam, że ostatnio tego wspólnego czasu jest jak na lekarstwo. Jak wracam do domu, to zazwyczaj moje dzieci już śpią. I zdarza się, że poranne zapasy są jedyną formą aktywnego odpoczynku, na jaką możemy sobie teraz pozwolić.
Mówi się, że bycie ojcem rozmiękcza mężczyznę. Zgadza się pan z tym? Czy to prawda?
- Absolutnie się z tym nie zgadzam. Mówi się też, że kierowca Formuły 1 w momencie, w którym zostaje ojcem, zaczyna słabiej jeździć. Ale to nieprawda. On nie jeździ słabiej, on po prostu jeździ wolniej.
I to się właśnie nazywa odpowiedzialność!
- Ja np. przestałem nurkować głębinowo. Tak samo stało się z jazdą na motocyklu. Zrezygnowałem z tych aktywności, gdy tylko na świecie pojawiły się moje dzieci. To byłoby przecież zbyt ryzykowne.
Ale pełne miłości oczy pańskich dzieci na pewno wynagradzają panu to poświęcenie...
- Oczywiście. To dla mnie największa nagroda. Mam jednak świadomość tego, że teraz jestem za wszystko odpowiedzialny. Muszę przygotować moje dzieci do samodzielności, która czeka ich za te 15-20 lat. Już planuję budżet na ich edukację.
Wychowanie dzieci to przede wszystkim duże wyzwanie emocjonalne.
- To gigantyczne wyzwanie! Trzeba wychować je w atmosferze miłości, a jednocześnie nauczyć ich radzenia sobie w tym szalenie trudnym, zawikłanym świecie...
A czy w tym zabieganiu i tylu obowiązkach znajduje pan chociaż chwilę na marzenia?
- Dla mnie ideałem życia jest zamienianie moich marzeń w plany. Stawiam sobie cele i konsekwentnie je realizuję. Od zawsze miałem jednak jedno marzenie. Chciałbym, będąc starszym panem, mieć takie święta jakie miał mój dziadek.
To znaczy?
- Dążę do naprawdę licznej rodziny skupionej wokół drzewka wigilijnego. I wierzę, że będzie mi to dane...
Alicja Dopierała