Reklama

Andrzej Grabowski musi być znany?

Rozmemłany Ferdek ze "Świata według Kiepskich" czy elegancki juror w show "Taniec z gwiazdami"? W obu tych wcieleniach aktor sprawdza się znakomicie.

Przecież nie jestem Ferdynandem! - zżyma się Andrzej Grabowski. - W naszym społeczeństwie istnieje przekonanie, że aktor grający w serialu to nie jest aktor, tylko postać prawdziwa - dodaje. Wielokrotnie przekonał się, że są tacy, którzy myślą, że mieszka we Wrocławiu i jest bezrobotny, a potem dziwią się, kiedy wsiada do audi Q7. Dlatego ucieszył się, kiedy zadzwoniła do niego Nina Terentiew, dyrektor programowa Polsatu, i zaproponowała fotel czwartego jurora w "Tańcu z gwiazdami". Bez zastanowienia przyjął propozycję. Chciał zaskoczyć widzów oraz... siebie.

Reklama

- Joanna Moro, po tym tańcu już nigdy nie będzie zmorą - to jeden z wielu wierszyków, jaki wymyślił podczas trwania show. Niewiele miało to wspólnego z profesjonalną oceną występów, ale Andrzej Grabowski nigdy nie ukrywał, że na tańcu się nie zna. Jego zadaniem, jako jurora, było przede wszystkim wprowadzać dobry nastrój na planie. I trzeba przyznać, że to mu się udało. Potwierdzeniem skuteczności aktora w tej roli jest to, że już zaproszono go do drugiej edycji "Tańca z gwiazdami", która pojawi się w Polscie po wakacjach.

- Byłem ministrantem i chciałem być księdzem - wspomina. Te plany radykalnie zmienił pod wpływem Jana Nowickiego, którego poznał przez starszego brata Mikołaja, dziś aktora i reżysera teatralnego. Andrzej Grabowski miał zaledwie 17 lat, kiedy dostał się do krakowskiej szkoły teatralnej. - Nie wiem, czy komuś przydarzyło się to w młodszym wieku - twierdzi.

Jego kolegą z grupy był np. starszy od niego o pięć lat Jerzy Stuhr. Jako najmłodszy na roku, płacił więc "frycowe". - Kto poleci po wódkę? Wiadomo, że Andrzej. Dlatego znałem wszystkie meliny w mieście - nie ukrywa. Ale studia to nie tylko nocne życie, ale też czas zawierania ciekawych znajomości. Poznał wtedy Zdzisława Maklakiewicza oraz Tadeusza Łomnickiego.

Jednak największym jego autorytetem zawodowym był i wciąż jest amerykański gwiazdor Gene Hackman ("Francuski łącznik"). Wspomina o nim prawie w każdym wywiadzie. - Z chęcią posiedziałbym z nim przy kieliszku - przyznaje. - Jego gra i postępowanie są mi bardzo bliskie. To filozofia "jak mnie chcecie, to mnie macie, a jak nie, to nie" - wyjaśnia.

Wielkim szacunkiem darzy też Willema Dafoe ("Pluton"), z którym spotkał się na planie filmu "Boże skrawki" w reżyserii Jurka Bogajewicza. Kiedy podczas przerwy w zdjęciach fani otoczyli aktorów, okazało się, że do Andrzeja Grabowskiego utworzyła się ogromna kolejka. Zaskoczony Dafoe powiedział: - O, ty to dopiero musisz być znany.

Finał tej historii jest taki, że podczas pobytu w Polsce brytyjski gwiazdor zaczął oglądać "Świat według Kiepskich". Nic nie rozumiał, ale świetnie się przy tym bawił. Polacy od 15 lat są fanami Kiepskich. Okazuje się, że to najdłuższy sitcom nadawany obecnie w telewizji na świecie. Co ciekawe, na początku Ferdka miał zagrać Janusz Rywiński, który zrezygnował z tej roli po przeczytaniu scenariusza.

Wątpliwości miał też Andrzej Grabowski. - Długo musiałem się przekonywać, żeby go jako tako polubić - nie ukrywa. Jednocześnie przyznaje, że przy "Kiepskich" granie w "PitBullu" było pestką. - Tylko dyletantom wydaje się, że trudna rola to rola w dramacie - tłumaczy. - Jestem wdzięczny Ferdkowi, bo ta postać mnie jednak, co tu kryć, wyniosła!

Marzena Juraczko

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

TV14
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy