Agata Nizińska: Charakter po dziadku
- Ludzie myślą, że mam w życiu łatwiej, a mnie jest wręcz trudniej - twierdzi Agata Nizińska, wnuczka Wojciecha Pokory.
Agata Nizińska miała szczęście urodzić się w ciepłej, kochającej się rodzinie. Jej dziadkowie, Wojciech i Hanna Pokora, tworzą idealną parę. Udaje im się to, co jest udziałem nielicznych. Są doskonale zgranym duetem... solistów. Nie tylko się kochają, ale także szczerze lubią i przyjaźnią.
Rodzice Agaty Nizińskiej nie są związani z show-biznesem. Na wszystkie jej poczynania patrzą z tak potrzebnym dystansem. Są pierwszymi recenzentami jej artystycznych poczynań. Wymagający wobec siebie i innych, bezkompromisowi, ale bardzo wspierający.
- Uważam, że szczęśliwy dom rodzinny jest jednym z najważniejszych życiowych kapitałów - mówi z przekonaniem aktorka. - To taki moralny kręgosłup, który mimo różnych życiowych zawirowań, stoi na straży fundamentalnych zasad. - Z domu rodzinnego wyniosłam proste wartości: być wierną sobie, swoim ideałom. Mówić, myśleć i czuć tak samo - wyznaje.
Niedawno miała świetną okazję, by spędzić trochę czasu z najbliższymi. Co roku cała liczna rodzina pani Agaty spotyka się u dziadków: Hanny i Wojciecha. Często zdarza się, że do świątecznego stołu zasiada kilkanaście osób: dziadkowie, córki, Anna i Magda z mężami, pięcioro wnuków... Są też psy - równoprawni domownicy.
- Boże Narodzenie uważam za najpiękniejszy czas w roku. - mówi. - Kocham ich nastrój i związane z nimi piękne chwile: ciepłe, rodzinne, przyjacielskie. Jak wyglądają ich rodzinne tradycje? - Dziadkowie dbają o to, żeby każdego roku święta miały podobny przebieg i charakter. Uważają, że coś, co jest pewne, stałe, nie tylko buduje tradycję, ale też daje poczucie stabilizacji, psychiczne oparcie, sprawia, że mamy świadomość czasu i kolejnych pokoleń - zdradza aktorka.
Pani Agata od najmłodszych lat miała do czynienia ze sztuką. - Dziadek często zabierał mnie do teatru, pamiętam tysiące premier, prób... Ci wszyscy "wujkowie" i "ciocie" z czasów mojego dzieciństwa to wybitni aktorzy i aktorki - wspomina w jednym z wywiadów.
Ona sama, od kiedy pamięta, śpiewała, w liceum zaczęła występować w kabarecie. Jednak gdy przyszło do wyboru studiów, nie zdecydowała się na Szkołę Teatralną. - Bycie artystą to ogromna odpowiedzialność i trzeba przede wszystkim wiedzieć, co chce się przekazać innym - tłumaczyła w jednym z wywiadów aktorka.
Wybrała europeistykę. Studia były bardzo interesujące, ale ciągnęło ją na scenę. W końcu pani Agata stwierdziła, że czas się na coś zdecydować. Poszła na egzaminy do Wyższej Szkoły Teatralnej im. Jerzego Giedroycia i została przyjęta.
Na dużym ekranie zadebiutowała w filmie "Wataha" w reżyserii Wiktora Kiełczykowskiego, następnie był "Człowiek we mgle" oraz "Wywiad". Szersza publiczność poznała ją jako Marinę w serialu "Wszystko przed nami" oraz Nataszę w "To nie koniec świata". Brała także udział w etiudach studenckich. Nie zapomniała też o swoich korzeniach. Występowała w kabaretach: Menażeria, Członek Polski. Współpracowała również z Kabaretem Moralnego Niepokoju.
Agata Nizińska jest także utalentowaną piosenkarką. Ma wyjątkowy rodzaj głosu, alt koloraturowy. Powołała do życia zespół Madame Pik, z którym dużo koncertuje po Polsce. Prowadziła autorski program w "Pytaniu na śniadanie" zatytułowany po prostu "Okiem Agaty". Już niedługo ukaże się jej płyta, pracuje również nad dwoma innymi projektami: teatralnym i musicalowym.
Są tacy, którzy twierdzą, że swoją karierę zawdzięcza Wojciechowi Pokorze. Ona jednak tego tak nie postrzega. Wręcz przeciwnie. - Ludzie myślą, że mam w życiu łatwiej, a mnie jest wręcz trudniej - zapewnia. - Jestem na cenzurowanym, muszę udowadniać, że to, co osiągnęłam, zawdzięczam sobie, a nie protekcji dziadka.
Zresztą nawet, gdyby chciała, by znany aktor wstawił się za nią i pomógł jej stawiać pierwsze kroki w zawodzie, byłoby to niemożliwe. - Nigdy nie prosiłam Wojciecha Pokory o pomoc - mówi stanowczo Agata Nizińska. - Jest ikoną sztuki teatralnej i filmowej, a przy tym jest też niebywale dumny, nie decyduje się na kompromisy.
Pani Agata bardzo go za to ceni. Zwłaszcza, że pod tym względem jest... bardzo podobna do dziadka. - Tę cechę charakteru odziedziczyłam po nim - przyznaje. - Jak ja mogłabym przyjść i powiedzieć: "cześć, dziadku, załatw mi to, czy tamto"? Spaliłabym się ze wstydu!
Mimo to nie widzi nic złego w tym, że ludzie kojarzą ją jako "wnuczkę Pokory". - Niespecjalnie nawet próbuję z tym walczyć... Jestem dumna z tego, że to moja bliska rodzina. Ja mam własne pasje, które konsekwentnie realizuję od wielu lat. Jeśli ktoś uważa, że miałam łatwiejszy start w branży i traktuje to jako zarzut, to zapraszam na scenę w celu artystycznej konfrontacji. Myślę, że to sporo wyjaśni - mówi z przekonaniem.
Pani Agata, dorastając, obserwowała związki swoich rodziców i dziadków. Jaki jest jej ideał mężczyzny? - Każdy z moich partnerów był fantastyczny - śmieje się aktorka. - Wybieram panów trudnych, niebanalnych. Z nimi nie można się nudzić. Myślę, że człowiek, który ma w sobie ogień i pasję, już jest zwycięski. Mężczyźni, którzy mi się podobają, mają w sobie pasję i talent. To bardziej pociągające niż inne przymioty.
Pytana, co jest w życiu najważniejsze, wymienia: miłość ludzi, szczerość przyjaciół, rzetelność i profesjonalizm. - Żyjemy w epoce upadku obyczajów, którym ja pozostaję wierna. Jestem idealistką, mam ustalony system wartości, nie chodzę na miałkie kompromisy. Mam nadzieję, że dzięki temu wygram przede wszystkim jako człowiek - mówi.
Małgorzata Jungst