Agata Młynarska: Bez pracy nie mogę żyć, ale...
Wracając wspomnieniami do rodzinnego domu, pachnącego chlebem i ukochanym "Mama Sosem", Agata Młynarska opowiedziała o wigilijnym menu. Jak się okazuje, popularna dziennikarka, która miała w tym roku poważne problemy ze zdrowiem, zasiądzie do Wigilii... bezglutenowej. "Mam coraz większy dystans do pracy, a mój pobyt w szpitalu i choroba przewartościowały pewne sprawy" - przyznaje.
Jakie są pani świąteczne smaki dzieciństwa?
- Na pewno śledź w śmietanie, o którym mój tata napisał w piosence "Śledź w śmietanie, metafizyczne danie". Oprócz tego moja mama robiła tzw. cebulak, czyli mielone mięso z dobrze rozwałkowanej wołowiny, zapieczone z farszem z przesmażonej cebuli. U mnie w domu ta potrawa zawsze była serwowana z pysznym sosem, który nazywaliśmy "Mama Sos". To był maminy specjał, który składał się z żurawiny albo borówek połączonych z musztardą i czosnkiem. Ze świętami Bożego Narodzenia jeszcze bardzo mocno kojarzy mi się zapach świeżego pieczywa. Mój tata stawał wtedy dzielnie w kolejce przed jedną z warszawskich piekarni i kupował świeże kajzerki albo bagietki, które były prawdziwą sensacją. Ten zapach był i nadal jest dla mnie synonimem świąt.
Wiem, że w tym roku wigilijne menu będzie wyglądało inaczej...
- Będzie w całości bezglutenowe, bo w zasadzie wszystkie wigilijne potrawy można przygotować bez glutenu. Na pewno zrobię rybę po grecku oraz dorsza w cytrynie z rozmarynem, którego uwielbia cała moja rodzina. Będzie też lekka kapusta ze śliwkami. Do kutii będzie makaron bezglutenowy. Możliwości jest wiele. Na pewno zrobię też szarlotkę bezglutenową.
Czyli wigilijny stół będzie uginał się pod ciężarem smakołyków?
- Przyznam, że teraz bardziej ekscytuję się jedzeniem niż kiedyś. Naleśniki bezglutenowe i bezmleczne, bo mleka krowiego też nie mogę spożywać, są przepyszne! Naprawdę niczym się nie różnią w smaku, trzeba je tylko nieco inaczej smażyć. Idealnie do tych naleśników pasuje farsz z indyka z pietruszką, do tego sos pomidorowy i ser kozi. Życie bez glutenu nie oznacza wcale nudnych i niesmacznych potraw. Jem bardzo dobre rzeczy!
Cofnijmy się w czasie. Długo wierzyła pani w Mikołaja?
- U mnie w domu zawsze był obowiązek napisania listu do Mikołaja. Kto tego nie zrobił, ten wiedział, że nie dostanie prezentu. Wiem, że moja mama zbierała nasze listy na pamiątkę. Za Mikołaja przebierał się mój tata. Pamiętam, że przez wiele lat zupełnie się nie domyślałam, że to właśnie on. Dla mnie i dla mojego rodzeństwa wizyta Mikołaja to było wielkie przeżycie. Między mną a moją siostrą Pauliną jest sześć lat różnicy, a między mną a bratem aż szesnaście, ale nawet gdy już wiedziałam, że to tata, a nie prawdziwy Święty, to i tak miałam wielką frajdę.
O co pani prosiła Mikołaja?
- Nie mieliśmy bardzo wygórowanych oczekiwań. Teraz to pewnie zabrzmi śmiesznie. Prosiłam o dżinsy z Peweksu, mydełko Fa i o szampon zielone jabłuszko, to był szczyt moich marzeń! Ten zapach pamiętam do dziś, co więcej, do plastikowej butelki po szamponie przelewałam potem zwykły szampon brzozowy.
Co najbardziej lubi pani kupować swoim wnuczkom?
- W kwestii prezentów dla dziewczynek bardzo szanuję zdanie mojego syna oraz synowej. Oni wiedzą najlepiej, co się im przyda i sprawi przyjemność. Na własną rękę kupuję im jedynie książki, bo to się zawsze sprawdza.
Wnuczki mówią do pani babciu?
- Tak, ale mówią też do mnie Bi-Bi. Same tak wymyśliły i bardzo nam się to spodobało. Mam nadzieję, że jeszcze długie lata będę mogła obserwować, jak rosną i stają się dorosłe.
W minionym roku wiele się działo w pani życiu. Zmieniło się też pani spojrzenie na pracę?
- Zdecydowanie tak. Nadal uważam, że bez pracy nie mogę żyć, ale teraz zawodowych wrażeń dostarczam sobie w mniejszych ilościach. Staram się, co oczywiście nie jest łatwe, mniej stresować w pracy. Kiedyś szalenie przeżywałam wszelkie niepowodzenia, problemy, krytyczne opinie. Bardzo to wszystko brałam do siebie. Starałam się tłumaczyć sobie, że nie można się tym aż tak bardzo przejmować, ale podświadomie to było we mnie mocno zakorzenione. Teraz zaobserwowałam u siebie dużą zmianę. Mam coraz większy dystans do pracy, a mój pobyt w szpitalu i choroba przewartościowały pewne sprawy. Powracająca myśl o chorobie za każdym razem działa na mnie jak stoper (śmiech).
Rozmawiała Magdalena Gawlikowska