Adam Słodowy, czyli "Zrób to sam"
Jego program "Zrób to sam" był w latach 70. i 80. częścią "Ekranu z bratkiem", a potem "Teleranka". Adam Słodowy pokazywał w nim, jak z ogólnie dostępnych rzeczy robić zabawki i przedmioty użytkowe.
Dziecięca skarbonka zamykana na zamek cyfrowy. Domowa drukarenka, telegraf i zdalnie sterowany pojazd księżycowy. Choinka ze sklejki, a nawet miniaturowa pralka elektryczna na ubrania lalek. Przez 24 lata Adam Słodowy pokazywał widzom, jak zrobić coś z niczego. W telewizji, poza prowadzeniem programu, miał etat konstruktora urządzeń scenotechnicznych. - Według moich pomysłów wykonano ok. 60 maszyn usprawniających pracę w studiu TV - przyznał.
Zanim pojawił się na Woronicza, wykładał w Wyższej Szkole Artylerii Przeciwlotniczej, a w swoim konstruktorskim dorobku miał już m.in. symulator lotu pocisku oraz... samochód własnej konstrukcji, który zaprezentował w 1958 roku na wystawie motoryzacyjnej zorganizowanej przez Wydawnictwa Komunikacyjne.
- Znalazłem w składnicy złomu dobry reflektor, postanowiłem więc dorobić resztę - wyjaśniał wówczas swój koncept Adam Słodowy. Silnik kupił w Urzędzie Likwidacyjnym, pogiętą zardzewiałą ramę znalazł na łące, na nadwozie wykorzystał żelazne rury do pieców. Recyklingowe auto, jak byśmy nazwali ten niezwykły pojazd, wyciągało 40 km na godzinę. Zachwycone nim wydawnictwo zamówiło u konstruktora książkę "Budowa samochodu amatorskiego", której 20 tys. nakładu rozeszło się w ciągu tygodnia.
Do telewizji Słodowy trafił w 1959 roku - przypadkiem. Zjawił się na Woronicza zirytowany "Programem politechnizacyjnym". - Jak można tak nudzić o majsterkowaniu - zapytał wzburzony redaktora Tadeusza Kołaczkowskiego. - To niech pan napisze lepszy scenariusz - zaproponował na odczepnego redaktor. I tak Adam Słodowy pojawił się na ekranach telewizorów ze swoim "Zrób to sam". Od razu podbił serca młodych majsterkowiczów pomysłowością, wyobraźnią oraz talentem do przekazywania wiedzy. Nie potrzebował wiele materiałów do konstrukcji oryginalnych wynalazków. Wystarczyła puszka po konserwie lub kawie, korek od butelki, szpulka od nici. Sznurek, zakrętka po szamponie, drut, kawałek sklejki, szprycha rowerowa. Wkład do długopisu, gwoździe. No i "magiczna strzałka", którą objaśniał kolejność czynności.
Jak zdradził po latach, o żadnej magii czy czarach nie mogło być mowy - brzozowy patyczek z doklejonym aluminiowym grotem był jego dziełem. - Zrobiłem ją, gdy zobaczyłem, jak nieładnie wyglądają moje paluchy w zbliżeniu - tłumaczył.
Po pierwszym programie o budowie karmnika dla ptaków do redakcji przyszło 7,5 tys. listów. Każdy następny ściągał kolejne stosy korespondencji przynoszone w wielkich, pocztowych workach. "...Może Pan przez telewizję powie o takim kwiatku, co się zapala? Nie wiem jak to zrobić na guziczek. Jak poprowadzić drut. To ma być tak: Robimy listki stokrotki, w środek wkręcamy oprawkę, do oprawki wkręcamy żarówkę. Od żarówki dwa druty do guziczka do baterii. Ja tak zrobiłem i nie pali się..." - pisał do Adama Słodowego sześcioletni chłopiec, który chciał zrobić mamie prezent na Dzień Kobiet.
Gospodarz programu nie był w stanie odpowiedzieć na wszystkie prośby, ale po każdej emisji zalepiał tysiące kopert i wysyłał do młodych pasjonatów rysunki techniczne przedstawianego modelu. Dostawał też korespondencję od nauczycieli zajęć praktyczno-technicznych, którzy liczyli na jego uwagi i pomysły. Większość listów nie pozostawała bez odpowiedzi. W 1983 roku po zrobieniu 505. programu postanowił pożegnać się z widzami i przeszedł na zasłużoną emeryturę. Dziesięć lat wcześniej napisał książkę "Lubię majsterkować", w której zamieścił niektóre informacje prezentowane w programie, a także projekty nowych zabawek i urządzeń. Był też autorem scenariuszy do dwóch popularnych dobranocek: "Pomysłowy Dobromir" i "Pomysłowy wnuczek".
Pan Adam nadal mieszka w Warszawie, swój wolny czas poświęcając żonie. Robi dla niej biżuterię, maluje obrazy, konstruuje meble. Nie udziela wywiadów, nie pojawia się na okolicznościowych telewizyjnych jubileuszach. - Nie uczestniczę w życiu publicznym, bo to już nie moja telewizja. To młodym, utalentowanym ludziom trzeba przede wszystkim poświęcać czas i uwagę - powiedział nam na otwarciu Muzeum TVP przy Woronicza w listopadzie 2010 roku. Można w nim zobaczyć stojak do plansz pod kamerę jego autorstwa.
Artur Krasicki