Adam Fidusiewicz: W kręgu historii
Jak sam przyznaje, najważniejszą rolą jest dla niego "Wilk" z "Czasu honoru". Dla Adama Fidusiewicza była to okazja do złożenia hołdu dziadkowi Stefanowi, który przed laty walczył i poświęcił życie w Powstaniu Warszawskim.
Co rusz coś się komplikuje, sypie i zawala w życiu Maksa, twojego bohatera w serialu "Na Wspólnej". Teraz, o dziwo, nadeszła chwila spokoju, odzyskał dziecko, poznał wartościową kobietę...
Adam Fidusiewicz: - Jak to się mówi - życie. Życie jest nowelą... (śmiech). Maks Brzozowski znalazł się pomiędzy dwiema fascynującymi kobietami - dziką i namiętną Zdybicką (Anna Samusionek) oraz dobrą i delikatną Kamilą (Anna Przygoda). Dokonanie wyboru to trudna sztuka. Niezdecydowanie to największe piekło.
Coraz częściej pojawiasz się w różnych produkcjach poza "Na Wspólnej".
- Ukończenie Akademii Teatralnej otworzyło mi nowe drogi.
Jednak wcześniej, po maturze, nie zdecydowałeś się na studia aktorskie?
- Pięć lat studiowałem psychologię, ponieważ zawsze interesowało mnie funkcjonowanie umysłu. W tym czasie postanowiłem zdawać do Szkoły Teatralnej. Uważam, że psychologia jest świetnym uzupełnieniem aktorstwa.
Twoje nazwisko pojawia się w kontekście międzynarodowych przedsięwzięć - w zeszłym roku zagrałeś w serialu BBC pt. "Dzwony wojny", teraz wystąpiłeś w międzynarodowym "Przekraczając granice" ("Crossing Lines") emitowanym w Polsce na kanale AXN.
- Jestem wdzięczny moim rodzicom za to, że posyłali mnie na lekcje języka angielskiego - dzięki temu mogłem wziąć udział w anglojęzycznych castingach. Trafiłem do serialu wraz z Jakubem Gierszałem i Bartkiem Kasprzykowskim. To było ważne doświadczenie i do dzisiaj opowiadamy o tym z zapartym tchem.
A co z polskimi produkcjami? Co nowego masz "na tapecie"?
- Niedawno zagrałem w serialach "O mnie się nie martw" oraz "Ojciec Mateusz". Biorę także udział w nowym serialu kostiumowym "Bodo", w którym wcielam się w postać Hansa - przyjaciela Eugeniusza Bodo. Jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami. Łączy nas jedno - słabość do pięknej Ady (Anna Pijanowska). Jest zabawnie.
TVP2 emituje powtórki "Czasu honoru", w którego ostatniej, najbardziej dramatycznej odsłonie, zatytułowanej "Powstanie", wystąpiłeś jako Wilk...
- Była to najważniejsza jak dotąd rola w moim życiu. Nobilitacja i zaszczyt, a zarazem wyraz hołdu złożony umęczonej niegdyś stolicy i jej mieszkańcom - i tak myśleli wszyscy uczestnicy tej produkcji. Warszawa to moje miasto, które kocham i czuję. Tu się urodziłem, stąd pochodzi moja rodzina. Tu - właśnie w Powstaniu Warszawskim, na Czerniakowie - zginął mój dziadek, Stefan Fidusiewicz, ps. Szpak. Grany przeze mnie Wilk też ginie - trudno było oprzeć się wzruszeniu i refleksjom, że historia zatoczyła jakiś dziwny krąg, że mogłem zmierzyć się z legendą dziadka.
Dziadek już wcześniej zasłynął bohaterstwem...
- W 1920 roku, podczas wojny z bolszewikami, zatrzymał pod Celestynowem transport z Rosji i wziął cały wagon żołnierzy do niewoli, za co dostał Order Virtuti Militari. Odznaczenie to, zagubione lub ukryte gdzieś w okresie komuny, udało się nam ostatnio odzyskać w Biurze Kadr i Odznaczeń przy Kancelarii Prezydenta RP. Co ciekawe, jak głosi legenda rodzinna, dokonując tego wyczynu dziadek posłużył się nienabitą bronią!
Wiadomo zatem po kim odziedziczyłeś talent aktorski!
- Myślę, że taki blef wymagał przede wszystkim stalowych nerwów. I sporej fantazji. Mam nadzieję, że dziadek przekazał mi część swoich genów i w podobnej sytuacji zrobiłbym tak samo.
Rozmawiała Jolanta Majewska.