Reklama

20 lat "Familiady": Rodzina przy obiedzie

Rozpoczynający program żart gospodarza, dwie rodziny i próba trafienia w odpowiedzi ankietowanych - to sprawdzony przepis na rozrywkę w weekend.

Kiedy dwadzieścia lat temu zaproponowano Karolowi Strasburgerowi prowadzenie "Familiady", teleturnieju wzorowanego na amerykańskim formacie, aktor nie był przekonany, czy się zgodzić. Oryginalny program wydał mu się krzykliwy, hałaśliwy i pełen cekinów. Jednak postanowił podjąć się tego zadania z nadzieją, że uda mu się stworzyć własny styl prowadzenia. Po dwóch dekadach wiemy, że się udało i został legendą!

- Nie nazywam się prezenterem ani spikerem, tylko gospodarzem programu. Na początku lat 90. nie było takiej funkcji. Dla mnie oznacza ona człowieka, który już z samej nazwy jest odpowiedzialny za całość. Nie czytam niczego z kartki, wszystko aranżuję tak, żeby uczestnicy czuli się dobrze, jak u siebie w domu - tłumaczy Karol Strasburger.

Reklama

Pierwszy odcinek nagrywano ponad 14 godzin! Samo przygotowanie uczestników zajęło tydzień, ponieważ wtedy nikt jeszcze nie znał regulaminu i trzeba było chętnych wszystkiego nauczyć od podstaw. Teraz jest o tyle łatwiej, że ludzie wiedzą, co mają robić.

Na sukces "Familiady" składa się z pewnością emisja w porze obiadowej, gdy całe rodziny jedzą razem posiłek. Gospodarz ma także własną teorię: - Statystyczny widz może poczuć się mądrzejszy od tego drugiego Polaka. Przed ekranem każdy wie wszystko, ale jak przyjeżdża na miejsce do studia, to okazuje się, że wszystko inaczej wygląda - są światła, jest stres, a na odpowiedź mamy tylko trzy sekundy.

Często widzowie nie zgadzają się z odpowiedziami pojawiającymi się na elektronicznej tablicy. Jednak to ankietowani decydują o tym, która z nich jest najwyżej punktowana. - To nie jest banda kretynów, jak niektórym się wydaje, tylko to są normalni ludzie, którzy idą po ulicy, są zamyśleni, nad czymś się zastanawiają. Nagle ktoś podchodzi i pyta: "wymień kwiat, który jest czerwony". Padają wtedy odpowiedzi typu "konwalia" - gospodarz staje w obronie słynnych "ankietowanych".

Pytania do polskiej edycji układa 40 autorów, zazwyczaj po dwa, trzy tygodniowo. Ciężko stworzyć nowe, które nie byłyby już wykorzystane w programie. Niektóre pytania pochodzą z zagranicznych edycji, a za każdym razem ich oryginalność sprawdza się w specjalnej bazie.

Odpowiedzi zawodników niejednokrotnie stawały się inspiracją dla kabaretowych skeczy. - Często próbuję zachować kamienną twarz, nie uśmiechać się, ale w środku jestem ugotowany - wyznaje szczerze Karol Strasburger. To całkowicie zrozumiałe, jak nie roześmiać się, kiedy na pytanie "Co wieszamy?", pada odpowiedź "Się".

Kultowa stała się także odpowiedź na pytanie o więcej niż jedno zwierzę - lama. Mimo zabawnych sytuacji "Familiada" stawia przede wszystkim na umiar i powściągliwość oraz poczucie, że ludzie po obu stronach telewizora są tacy sami. Dzięki temu widzowie utożsamiają się z uczestnikami, a popularność zabawy od dwóch dekad nie maleje.

NHL

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy