Reklama

Wtedy zaczął gwiazdorzyć? Po premierze zwyzywał reżysera

9 lutego 2025 roku mija 35 lat od premiery "Wygrać ze śmiercią". Był to drugi film w aktorskiej karierze Stevena Seagala, który utrwalił jego wizerunek gwiazdy kina akcji. Zadebiutował w nim także kultowy koński ogon aktora. Sam Seagal ma o tej produkcji niezbyt pochlebne zdanie. 

Po dobrym przyjęciu "Nico — Ponad prawem", debiutu mistrza aikido z 1988 roku, wytwórnia Warner Bros. zdecydowała się wyprodukować kolejny film z Seagalem. Aktor nie ukrywał, że jego ambicje sięgały daleko poza występy przed kamerą. Chciał pisać i reżyserować. Owszem, w "Nico" był podpisany jako współscenarzysta. Stało się tak dlatego, że historię oparto w dużej mierze na opowieściach Seagala o samym sobie. Czy mówił prawdę, czy kłamał — miało to drugorzędne znaczenie.

Reklama

"Wygrać ze śmiercią". Pomysł Stevena Seagala na film

Przy swoim drugim filmie aktor chciał jednak mieć pełną kontrolę nad fabułą. Przedstawił włodarzom studia pomysł pod tytułem "Pandora". Skupiał się on na genialnym naukowcu (w tej roli oczywiście Seagal), który wpada na trop międzynarodowego spisku. Odkrywa, że dawni agenci CIA odpowiadają za stworzenie i rozprzestrzenienie się wirusa HIV. Bohaterowi pomaga piękna pani doktor, w którą miałaby się wcielić Kelly LeBrock, ówczesna żona gwiazdora. Warner ogłosił, że "Pandora" będzie kolejną premierą z Seagalem w roli głównej. Po jakimś czasie w kalendarzu premier zastąpiło ją "Wygrać ze śmiercią" w reżyserii Bruce'a Malmutha.

Z fabuły "Pandory" nic się nie ostało. W 1983 roku policjant Mason Storm (Seagal) rozpracowuje groźną grupę przestępczą oraz pomagającego jej polityka Vernona Trenta (William Sadler). Gdy w ręce stróża prawa wpada ważny dowód, polityk i jego współpracownicy wydają na niego i jego najbliższych wyrok śmierci. Podczas ataku na dom Storma ginie jego żona, a synek znika. On sam zostaje poważnie ranny i zapada w śpiączkę. Budzi się po siedmiu latach i poprzysięga zemstę na swoich wrogach — przede wszystkim Trencie, który w tym czasie został senatorem. Pomaga mu pielęgniarka Andy Stewart (LeBrock), która przez ten czas opiekowała się nim.

"Wygrać ze śmiercią". To w tym filmie zadebiutował kucyk Stevena Seagala

"Wygrać ze śmiercią" jest jednym z najważniejszych produkcji w filmografii Seagala. To tutaj zadebiutował ikoniczny koński ogon gwiazdora. Poza tym mistrz aikido ponownie daje znać o swojej fascynacji kulturą Dalekiego Wschodu. Gdy budzi się w 1990 roku i z pomocą Andy ucieka ze szpitala, trafia na farmę należącą do przyjaciela rodziny pielęgniarki. Co zaskakujące, znajduje się tam świątynia w stylu orientalnym z wielką figurą Buddy w centrum. 

Nie jest to największa głupotka fabularna. Wystarczy wspomnieć, że gdy Storm wybudza się nagle z siedmioletniej śpiączki, okazuje się, że zakochana w nim pielęgniarka zapomniała go golić. Jego twarz jest więc ukryta pod bujną brodą. Za to jego postura, mimo kilku lat w szpitalnym łóżku, w ogóle się nie zmieniła. Storm zaraz po przybyciu na farmę przypomina sobie, jak walczyć. Efektownym podsumowaniem montażowej sklejki treningowej jest wspięcie się na małą górkę zakończone odgłosem przelatującego sokoła. Swoje zamiary wobec Trenta zdradza natomiast efektownym sucharem: "masz to jak w banku, senatorze. W banku krwi". Zanim odda się zemście, zapomina o zabitej żonie i uwodzi Andy.

Seagal ponownie wcielił się w tę samą postać, którą wykreował w "Nico" - świetnego stróża prawa, którego kobiety pragną, a mężczyźni podziwiają lub się go boją. W szpitalu, gdy Storm jest jeszcze w śpiączce, Andy zagląda mu pod kołdrę i błaga niebiosa, by policjant w końcu się wybudził. Z kolei bohaterowie drugiego planu wyrażają się o nim w samych superlatywach. "Wszyscy mówili, że Storm jest nadczłowiekiem" - rzuca ktoś. "To najbardziej niepowstrzymany gnojek, jakiego znałem" - stwierdza dawny partner z policji. 

Co wyjątkowe, to jeden z niewielu filmów, w których bohaterowi Seagala dzieje się fizyczna krzywda. Jednak gdy Storm wybudza się ze śpiączki, nikt nie jest już w stanie go zranić. Przy okazji protagonista — i to kolejna stała w filmografii Seagala — raczy nas wieloma złotymi myślami. "Najpierw naucz się leczyć. Zadawanie bólu jest o wiele prostsze" - mówi i należy przyznać, że tego się trzyma. W pierwszej kolejności leczy swoje rany, a potem sprawia ból złym gościom.

"Wygrać ze śmiercią". Spór o zakończenie filmu

Oryginalne zakończenie zakładało, że bohater Seagala wrzuci złego senatora do kominka i będzie go tam przytrzymywał tak długo, aż ten nie umrze od poparzeń. Producenci mieli jednak wątpliwości. Jasne, Trent był podłym gościem, ale Storm miał być tym dobrym. Nie mógł zgotować swojemu bezbronnemu antagoniście tak okrutnej śmierci. Mimo to scenę zrealizowano. Jej fragment, w którym Seagal mówi "He's toast, do you understand", znalazł się nawet w zwiastunie filmu.

Po jej nakręceniu rozpoczęła się dyskusja między aktorem, reżyserem i producentami. Seagal był zachwycony. Pozostali nalegali jednak, by zrealizować alternatywne zakończenie, w którym Storm oszczędza skorumpowanego polityka. Skończyło się na tym, że obrażony Seagal wybiegł z planu i zamknął się w swojej przyczepie. Wszelkie próby kontaktu z nim nie dawały rezultatu.

Wtedy grający Trenta William Sadler nieśmiało zaproponował, by Storm nie wrzucał senatora do kominka. Zamiast tego mógłby strzelić mu w krocze. Gdy okazałoby się, że go nie zranił, rzuciłby jeszcze kąśliwym komentarzem dotyczącym wielkości jego przyrodzenia. Sadlera wysłano do przyczepy Seagala z białą flagą i propozycją. Aktor był zachwycony. Końcową scenę nakręcono w kilka godzin.

"Wygrać ze śmiercią". Trudno to obejrzeć do końca

"Wygrać ze śmiercią" weszło do kin 9 lutego 1990 roku. Film spotkał się z chłodnym przyjęciem krytyków. Owen Gleiberman z "Entertainment Weekly" nazwał Seagala najbardziej nijakim aktorem kina akcji. Mistrz aikido nie miał jednak powodów do narzekania. Przy budżecie 11 milionów dolarów film zarobił 75 milionów. 

Seagal nie był jednak zadowolony. Uważał "Wygrać ze śmiercią" za nieudaną produkcję, a winą za to obarczył stojącego za kamerą Malmutha. "Mieliśmy kiepskiego reżysera, który nie do końca rozumiał, na czym polega jego praca" - mówił w jednym z wywiadów. "Nie było między nami wojny, ale stoczyliśmy kilka bitew" - zapewniał. W innej rozmowie powątpiewał jednak w kompetencje intelektualne Malmutha. "To cud, że ten facet wie, jak chodzić prosto" - mówił.

Niezadowolenie aktora można tłumaczyć faktem, że nie miał on w ogóle wpływu na ostateczny kształt filmu. Odcięto go od procesu montażu. Wytwórnia Warner Bros. poleciła, by skrócić metraż do maksymalnie 90 minut. Dzięki temu udałoby się puszczać film na większej ilości seansów. W tym celu wiele scen skrócono lub zupełnie usunięto. Fabuła miała przez to jeszcze mniej sensu, ale niewiele osób to obchodziło. Wycięto między innymi sekwencje Storma z jego żoną i synem, przesłuchanie i śmierć koleżanki Andy oraz sporo dialogów. 

Także LeBrock, która w 1996 roku rozwiodła się z Seagalem, nie była fanką "Wygrać ze śmiercią". Nawiązując do oryginalnego tytułu, który brzmiał "Hard to Kill", określała film jako "Hard to Watch" lub "Hard to Belive".

W chwili premiery Seagal pracował nad dwoma kolejnymi akcyjniakami. "Wysłannik śmierci" wyszedł kilka miesięcy później, a "Szukając sprawiedliwości" w 1991 roku. Natomiast za dwa lata aktor miał stanąć przed kamerą "Liberatora", swojego największego hitu. Później już nigdy nie zagra w niczym równie dobrym. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Steven Seagal | Wygrać ze śmiercią
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy