Zgrywa w kostiumie kina familijnego
"Duże dzieci", reż. Dennis Dugan, USA 2010, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 13 sierpnia 2010.
W filmie Dennisa Dugana można obejrzeć pięciu popularnych komików w paśmie żenujących skeczy. Króluje slapstick wyjęty żywcem z najbanalniejszych burlesek, niesmaczny humor erotyczny i pozbawione sensu słowne batalie.
Pięciu facetów po czterdziestce (Adam Sandler, Chris Rock, Kevin James, Rob Schneider, David Spade) wraca do rodzinnego miasteczka na pogrzeb swojego ukochanego trenera. Pod jego wodzą w szkole podstawowej wygrali turniej koszykówki. Jak to bywa w amerykańskich komediach o dużych chłopcach, ponowne spotkanie będzie okazją do chwilowego wyleczenia się z kompleksów wieku średniego. Przecież każdy dorosły samiec chciałby ponownie robić te same głupoty, które świetnie wychodziły mu za młodu.
W filmie Dugana wszystko jest okazją do zgrywy - nawet na pogrzebie coacha żałobnicy pokładają się ze śmiechu. "Duże dzieci" to ciągnący się w nieskończoność łańcuszek gagów, wśród których królują dowcipasy o proweniencjach toaletowej (np. puszczająca bąki babcia, lądowanie twarzą w krowim placku, oddawanie moczu do jeziora) i seksualnej (jednego z bohaterów pociągają starsze panie, matka czterolatka wciąż karmi dziecko piersią, co wyraźnie pobudza samcze popędy), bądź prostacki humor sytuacyjny z zestawu "upadki, okaleczenia, uderzenia i kopanie w krocze".
Według twórców filmu przyjaźń polega na tym, że kumple dogadują sobie i traktują się okrutnie. Piątka bohaterów "Dużych dzieci" kpi bowiem z siebie nieustannie. Niekończące się serie ripost, odzywek i żarcików z początku mogą nawet śmieszyć, ale po godzinie już tylko irytują.
Film sprawia wrażenie jakbyśmy oglądali stojący na niezbyt wysokim poziomie show "stand-up comedy". Wrażenie potęguje fakt, że w rolach głównych oglądamy specjalistów właśnie od takich występów. Jednak to, co doskonale sprawdza się na scenie, niekoniecznie można przenieść do filmu, gdzie niezbędna jest przecież jakaś żywa historia, która kolejne skecze będzie trzymała w pewnej ramie. A tej wyraźnie w "Dużych dzieciach" brakuje.
Czasami autorzy filmu uderzają w poważniejsze tony. Bohaterowie pragną nauczyć swoje zblazowane bądź zakompleksione pociechy czerpania radości z dobrodziejstw przyrody, a nie współczesnych technologii. Jednak sentymentalne wstawki wciśnięte pomiędzy kolejne serie gagów, są tu jakby na doczepkę. Autorzy filmu chcieli ubrać swój film w dydaktyczny kostium, umieszczając w fabule wzniosłe i uniwersalne refleksje na temat różnic pokoleniowych i problemów wychowawczych.
"Duże dzieci" nie są jednak filmem rodzinnym, lecz wulgarnym zestawem prostackich dowcipów, które rzadko śmieszą, a czasami są po prostu odrażające.
2/10