Zgadnij to jeszcze raz, Sherly
"Sherlock Holmes: Gra cieni", reż. Guy Ritchie, USA 2011, dystrybutor: Warner Bros, premiera kinowa: 5 stycznia 2011
Jeśli film przynosi zyski rzędu pół miliarda dolarów, a historia bynajmniej nie została zamknięta, to kontynuacja jest sprawą przesądzoną. Ogromny sukces ''Sherlocka Holmesa'' Guya Ritchiego sprzed dwóch lat był sprawą dość zaskakującą. W końcu Holmes, z filmografią liczącą ponad 200 tytułów, obok Drakuli i Napoleona jest chyba najbardziej wyeksploatowaną w kulturze wizualnej postacią.
A jednak Ritchiemu udała się rzecz niezwykła: przeniósł opowieść o detektywie z Baker Street na inny poziom; kryminał przekuł w filmowy komiks nasycając go sporą ilością humoru, a samego Holmesa wyposażył w arsenał cech, z którymi nie zawsze go kojarzono. W interpretacji twórcy ''Przekrętu'' legendarny śledczy stał się krzyżówką dziwaka, ekscentryka, uzdolnionego muzyka i tancerza, boksera, alkoholika oraz - nade wszystko - genialnego wywiadowcy o niemal nadprzyrodzonych zdolnościach, a jego przygody bardziej przypominały perypetie agenta 007 niż XIX-wieczną detektywistyczną opowiastkę. Z perspektywy czasu można rzec, że Ritchie dokonał na serii powieściowej Conana Doyle'a operacji podobnej do tego, co spółka Levinson/Columbus/Spielberg uczyniła ćwierć wieku wcześniej, odmładzając bohatera w ''Piramidzie strachu'' (1985).
Nowe oblicze Holmesa okazało się strzałem w dziesiątkę, a sam film - wystawny, efektowny i czarujący - był tworem bliskim ideałowi. W sequelu postanowiono nie psuć przepisu na sukces poprzez doprawianie go zbyt dużą ilością nowych elementów. Całość jedynie przemieszano i solidnie podgrzano.
Nie można oczywiście powiedzieć, że nie ma żadnych różnic między pierwszą a drugą częścią, ale te, które są, przeważają szalę na korzyść pierwowzoru. W ''Grze cieni'' Holmes został pozbawiony barwności i wielowymiarowości; nie wątpi w swoje metody i nie ma równie szalonego błysku w oku, jak w pierwszym filmie. To już tylko mistrz przebieranek i heros o wybitnych umiejętnościach dedukcyjnych. Jednak Robert Downey Jr. jest aktorem znakomitym i w komiksowej stylistyce czuje się świetnie (co pokazał również w ''Iron Manie''), więc także tutaj ze swojego zadania wywiązuje się bezbłędnie. Kradnie film reszcie obsady.
Na pierwszy plan wybija się jeszcze Jude Law w roli Watsona - tutaj nie tylko kronikarza i obserwatora, ale pełnoprawnego partnera legendarnego detektywa. To właśnie rozbudowana postać Watsona i poszerzony wątek jego przyjaźni z Holmesem są jedynym powiewem świeżości w nowej odsłonie. Holmes jest skazany na Watsona jak Batman na Robina; nawet człowiek-nietoperz nie byłby w stanie bowiem w pojedynkę ocalić świata przed złoczyńcami pokroju ''Napoleona zbrodni'', profesora Moriarty'ego (Jared Harris).
Finałowy konfrontacja przy szachach i jednocześnie wojna na słowa między śledczym a Moriartym jest ukłonem w stronę powieściowych sposobów na rozwiązywanie konfliktów. Po szalonym tempie akcji, niezliczonych pościgach, strzelaninach i wybuchach, to zasłużona dla widza chwila oddechu.
7/10
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!