Reklama

Zdrowaś, Christine?

"Lourdes", reż. Jessica Hausner, Austria/Francja/Niemcy 2009, dystrybutor Gutek Film, premiera kinowa 29 stycznia 2010 roku.

"Matko Boska Częstochowska- proszę
o łaskę całkowitego uleczenia trądziku. Zmień też Moje Serce na lepsze"

~ Gerard

"O Wielka PANI Matko i Królowo dzięki składam Ci,
pokorne za uzdrowienie mojej córeczki ,12 cm. średnicy guz z żołądka znkną"

~ Joanna -matka Madzi

"matko boska czestochowska (...) prosze cie pomóz mi
zebym w koncu byłaa zdrowa dlaczego boli mnie ten nos na nowo
myslałam ze mnie kochasz i mi pomogłas a tu na nowo prosze cie pomóz mi"

~ marta

(Z forum portalu Adonai.pl; oryginalne liternictwo zachowane)

Reklama

Będąc znanym z zamiłowania do kiczu religijnego, często otrzymuję od bliskich w prezencie przedmioty stanowiące egzemplifikację silnej wiary i - delikatnie mówiąc - umiarkowanych zdolności artystycznych ich twórców. W osiemnaste urodziny zostałem obdarowany jednym z najlepszych upominków. Koledzy sprezentowali mi oryginalną figurkę Maryi z Lourdes (albo przynajmniej wzorowaną na oryginalnej) w formie plastikowego wazoniku z odkręcaną koronką. Sprzedawczyni w dewocjonaliach zapewniała, że napełniona wodą Maryjka, odpowiednio pocierana, będzie świecić w ciemnościach, więc chłopcy natychmiast zdradzili mi tę nowinę. Pragnąc sprawdzić funkcjonalność podarku, już na drugi dzień po zmroku począłem pocierać figurkę. Nie reagowała. Kombinowałem jak się dało, wlewałem wodę ciepłą, zimną, oswajałem przedmiot kultu z lampką nocną; nic nie dawało oczekiwanego efektu. Fosforyzująca Maryjka okazała się krętactwem. I cud się by tu nie pomógł.

Właśnie o możliwości cudu między innymi traktuje najnowszy film Jessiki Hausner. Zobaczywszy zwiastun, przestraszyłem się, że oto będziemy mieli do czynienia z historią próbującą sprzedać widzowi tanią bajkę o mannie z nieba lub prześmiewczą opowieść z ateistycznym zacięciem. Tymczasem reżyserka snuje historię, którą jedna lub druga strona mogłaby wykorzystać do walki o swoje racje, w zaskakująco wyważony sposób.

Ilustrując pustkę obrzędów religijnych, ich komercjalny charakter (w tytułowym Lourdes stacje krzyżowe zostały zastąpione przez sklepiki z odpustowymi koszmarkami), a także apatię i brak silnej wiary wśród samych pielgrzymujących i wolontariuszy, twórczyni przychyla się oczywiście ku zdroworozsądkowym racjom. Lecz kiedy zaczynamy już podejrzewać reżyserkę o intencje demaskatorskie, bliskie jej rodakowi, Michaelowi Haneke, Hausner pozwala sobie na cud.

Ale może lepiej ująć to w cudzysłów, bowiem rzekome uzdrowienie głównej bohaterki, niepełnosprawnej Christine (oszczędnie acz przekonująco sportretowanej przez Sylvie Testud) co rusz poddawane jest w wątpliwość, czy to przez miejscowych medyków wróżących tylko chwilowe polepszenie formy czy przez samych współpielgrzymów, niedowierzających sensacyjnemu zjawisku. Za zdawkowymi oklaskami kryje się zawiść, nieufność i gorycz pytania: "Dlaczego stwórca wybrał ją, nie mnie?". Wreszcie sama Christine, daleka od gorliwości religijnej, nie ma pewności, skąd bierze źródło autentyczna poprawa jej zdrowia.

Reżyserki nie interesują gotowe tezy ani proste wyjaśnienia. Film konsekwentnie stawia pytania, a próby znalezienia jednoznacznych lub nawet nieprecyzyjnych odpowiedzi wydają się niemożliwe. Ksiądz zapytany o sens dopuszczania zła przez siły wyższe może tylko wzruszyć rękami i uspokoić wiernego pustym komunałem o porządku świata. Nad całością narracji unosi się duch agnostycyzmu, powątpiewania w możliwość jakiegokolwiek zbliżenia się do prawdy o istocie wyższej, jeżeli taka w ogóle istnieje.

Sceptycyzm epistemologiczny kieruje uwagę widza na inne tory - skoro pytanie o Boga należy pozostawić bez odpowiedzi, trzeba postawić pytanie o człowieka. W całym zgiełku wokół rzekomego "cudu" najbardziej pokrzywdzona wydaje się być sama Christine. Nagły wzrost zainteresowania jej osobą diametralnie spada przy najmniejszej chwili słabości dziewczyny. "Prawie uwierzyłem" - powie starszy pielgrzym w chwili upadku bohaterki, zainteresowanie nią straci także wcześniejszy adorator. Cichy tragizm bohaterki jest prawie niezauważalny w obliczu obojętności otoczenia.

Jeżeli jednak "cudu'' w żaden sposób nie można potwierdzić (znakomita i tajemnicza ostatnia scena filmu!), a wszyscy gorliwie go oczekujący negują fenomen przy pierwszej lepszej okazji, skoro nie przytrafił się im samym, to po co w ogóle udawać, że się wierzy - zdaje się pytać Hausner. Podzielając podejście reżyserki, nie muszę wyciągać plastikowej, niebieskiej figurki z pudła pełnego klamotów z przeszłości żeby wiedzieć, że nie zaświeci.

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: film | Jessica Hausner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy