"Zanim zasnę" [recenzja]: Póki sen nas nie rozdzieli
Dzięki kreacjom Colina Firtha i Nicole Kidman "Zanim zasnę" udaje się zbudować klimat grozy. Cóż z tego jednak, skoro nie pozwalają się w nim zanurzyć nielogiczności scenariusza?
Ben Lucas, bohater grany przez Colina Firtha przeżywa w tym filmie dzień świstaka. Każdy jego poranek wygląda dokładnie tak samo. Jego żona, Christine (uwodząca i niejednoznaczna Nicole Kidman) po przebudzeniu z przerażeniem odkrywa, że nie wie, gdzie jest ani kim jest leżący obok niej mężczyzna.
Kobieta cierpi na amnezję, odkąd padła ofiarą wypadku, którego okoliczności po dziś dzień pozostają niewyjaśnione. To właśnie scenariuszowa tajemnica, którą bohaterka musi rozwiązać.
Jak to zwykle w takich filmach bywa, winni okażą ci, których nigdy byśmy o to nie podejrzewali. Tak przynajmniej wydaje się twórcom tej historii. W rzeczywistości widzowie dość szybko domyślą się, kto gra czysto, a kto mydli innym oczy. Za dużo tu jednoznacznych poszlak ewidentnie wskazujących na prawdziwy charakter bohaterów. Szkoda, bo "Zanim zasną" ma potencjał "Podziemnego kręgu" Davida Finchera.
Rowanowi Joffé, synowi uznanego reżysera Rolanda Joffé, zabrakło jednak żelaznej dyscypliny w myleniu tropów. Tu się obnaży, tam się potknie, psując widzowi radość z zaskoczenia, jakie ma w nas wywołać finałowa wolta. Niedociągnięcia zaskakują o tyle, że Brytyjczyk dał się poznać jako bystry scenarzysta "Amerykanina" Antona Corbijna. Tym razem jednak konceptu zawartego na papierze nie udało się przenieść na ekran.
Nie zmienia to jednak faktu, że "Zanim zasnę" ma kilka interesujących momentów. Najciekawiej wypadają te najbardziej kameralne, w których przed kamerą pojawiają albo Nicole Kidman w pojedynkę, albo w towarzystwie Colina Firtha. Australijce udaje się oddać zagubienie swojej bohaterki, która dzięki nagranej na kamerze wspomnieniom z własnego życia, codziennie uczy się od nowa tego, kim jest. Buduje i kształtuje swoją tożsamość, by w nocy znów ją wymazać. Im więcej informacji gromadzi, tym pewniejsza siebie się wydaje. Ale Joffé udaje się znaleźć takie punkty w jej życiorysie, które powodują, że dalsze odzyskiwanie wspomnień wydaje się niemożliwe. Tak jest, kiedy Christine odkrywa, że straciła dziecko. Reżyser zadaje interesujące pytanie, jak wygląda proces przechodzenia żałoby, którą kiedyś już przecierpieliśmy, ale... nie pamiętamy o tym? Brytyjczyk skazuje swoją bohaterkę na wieczną udrękę. Kobieta nie jest bowiem w stanie wykonać kroku naprzód. Za każdym razem, kiedy dowiaduje się, że była matką chłopca, który zmarł, cierpi z taką samą mocą. Kilkanaście godzin to za mało, by się z tą sytuacją pogodzić.
Szkoda tylko, że Joffé brakuje pomysłów na ciekawe rozwiązanie tego problemu. Zamiast chwili skupienia nad poruszoną kwestią, zamiast refleksji i zastanowienia, od razu niemal pcha akcję naprzód, ożywiając ją kolejnym sensacyjnym fajerwerkiem. Tymczasem jego film jest najciekawszy, kiedy niewiele się w nim dzieje. W tej historii osoby trzecie jedynie przeszkadzają. To nie interakcje z ludźmi, których Christine nie pamięta, budują nastrój niepokoju. Najmroczniej jest, kiedy bohaterka staje naprzeciw samej siebie.
5/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Zanim zasnę" ("Before I Go to Sleep"), reż. Rowan Joffé, Wielka Brytania 2014, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 12 września 2014 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!