"Zakładnik z Wall Street" [recenzja]: Clooney i Roberts rządzą telewizją

George Clooney i Julia Roberts w filmie "Zakładnik z Wall Street" /materiały prasowe

Inteligentny i świetnie zagrany "Zakładnik z Wall Street" wpisuje się w nurt narracji kryzysowych. Nie ma jednak wiele wspólnego z "Wilkiem z Wall Street", z którym kojarzy go tytuł. To nie bankierzy stają na celowniku Jodie Foster, tylko ci, którzy nie biorą odpowiedzialności za swoje słowa. I czyny.

Takie kino jest nam potrzebne. "Zakładnik..." - choć zabawny - jest niewygodny. Wierci nam, obywatelom świata, dziurę w brzuchu. Nie pozwala przejść do porządku dziennego nad tym, że odpowiedzialnych za kryzys ekonomiczny z 2008 roku nie pociągnęliśmy do odpowiedzialności. Pozwoliliśmy im wrócić do krętactwa i machlojek.

Głównym bohaterem tej historii jest telewizja. Podglądamy, jak w Stanach Zjednoczonych robi się popularny program. Jodie Foster (tym razem w roli reżysera filmu) oddaje miejsce wszystkim pionom produkcji - od safandułowatego producenta po dźwiękowców i techników. Ale karty rozdają oni: Lee Daniels (George Clooney), ekranowy wyjadacz, który od lat odpowiada za powodzenie programu giełdowego "Money Monter" i Patty Fenn (Julia Roberts), piękna, inteligentna i odważna wydawczyni tego programu. Początek filmu to start kolejnego odcinka - najpierw showmańskie wprowadzenie, potem kilka dowcipów, wreszcie parę faktów z życia giełdy.

Reklama

Kiedy niespodziewanie w telewizyjnym kadrze miga postać, której w studiu ewidentnie nie powinno być, film objawia swój prawdziwy charakter. Z wdzięcznej obyczajówki o mechanizmach rządzących telewizją zmienia się w zaangażowane społecznie kino o współczesnym Don Kichocie. Tym jest oszukany przez grube ryby w Wall Street Kyle Budwell (Jack O'Connell) - "zwykły obywatel", który walczy z wiatrakami w postaci nieczułego systemu. Do nadającego na żywo studia wchodzi z bronią w ręku.

Foster przypatruje się rozgrywającemu się na oczach kamer dramatowi bez oceniania jego uczestników, bo sama też nie ma przeświadczenia, że jej film powstał w walce o jedyną słuszną sprawę. Jej świadomość przysługuje się "Zakładnikowi...", który nie został wykastrowany z humoru. Nawet najbardziej przejmująca scena zostaje przełamana cierpką ripostą, wypowiadaną zazwyczaj ustami Clooneya. W świecie przedstawionym show musi trwać do samego końca, niezależnie od ceny, którą przyjdzie za to zapłacić.

Przejmująco, a zaraz niepokojąco wypada zwłaszcza scena, w której Patty każe jednemu z operatorów zbliżyć kamerę do twarzy terrorysty. Następuje w niej zręczne i mądre odwrócenie zasady. Jeśli tacy ludzie jak Lee Gates dla oglądalności ryzykują życie zwykłych ludzi, oszukując ich bez wyrzutów sumienia, tak teraz, żeby mieć lepszą jakość programu, będą musieli zaryzykować swoje. To, co z tego wyniknie, mógłby wieńczyć napis: wszystkie pokazane w tym filmie sytuacje są jeszcze zmyślone.

7/10

"Zakładnik z Wall Street" (Money Monster), reż. Jodie Foster, USA 2016, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 20 maja 2016 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Zakładnik z Wall Street
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy