Reklama

Zagraj to jeszcze raz?

"Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach" ("Pirates of the Caribbean: On Starnger Tides"), reż. Rob Marshall, USA 2011, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 20 maja 2011 roku.

"A tu jeden piosenkarz znany i gruby/ Wystąpić chciał kiedyś z playbacku/ Głos mu odjęło i upadł zemdlony/ Bóg go oduczył tego" - śpiewał Kazik w piosence Kultu "Jatne". Kiedy patrzę, jak powstają kolejne sequele moich ulubionych filmów, towarzyszy mi zawsze lęk, że za chwilę stanę się świadkiem właśnie takiej spektakularnej klęski. W końcu "im dalej w las, tym więcej drzew". Jeśli "do trzech razy sztuka", to przy czwartym razie zaczyna się już "grupa ryzyka".

Morska bryza nigdy nie miała takiego zapachu, jak w 2003 roku. Za sprawą pierwszej części "Piratów z Karaibów" na nowo ożyła konwencja, którą osiem lat wcześniej pociągnęła na dno finansowa klapa "Wyspy piratów" z Geeną Davis. Energia reżysera Gore Verbinskiego i kocia blaza Johnny'ego Deppa, wcielającego się w Jacka Sparrowa, stworzyły wspólnie film olśniewająco lekki i zabawny. Niestety, sequel obarczył całą historię niepotrzebnym balastem epiki, który do monstrualnych rozmiarów urósł w zwieńczeniu trylogii, przywodzącym bardziej na myśl "Władcę Pierścieni" niż opowieść łotrzykowską.

Reklama

Wchodząca właśnie na ekrany odsłona czwarta, mająca podtytuł "Na nieznanych wodach" i wyreżyserowana dla odmiany przez Roba Marshalla, wraca do punktu wyjściowego - scenarzyści mają wiele na sumieniu, ale na pewno nie chęć komplikowania czegokolwiek.

Jack Sparrow, którego specjalnością - jak wszyscy wiemy - są kłopoty, próbuje odnaleźć Fontannę Młodości. Wygładzić zmarszczki oraz odroczyć wydane przez czas wyroki mają ochotę także inni bohaterowie, w tym Angelica (Penélope Cruz) i jej ojciec Czarnobrody (Ian McShane), ścigany przez żądnego zemsty Barbossę (Geoffrey Rush). Rozpoczyna się morski wyścig, podczas którego kadłuby statków dzielnie prują fale, a średnio co kilkanaście minut wybucha kolejna bijatyka.

Już od samego początku zwraca uwagę mroczna tonacja. Twarze topielców wyglądają spod tafli wody, przez noc mknie dorożka wyjęta rodem z jakiejś gotyckiej powieści, a rozbrzmiewające w tle posępne chorały każą nam się zastanowić, czy nie pomyliliśmy kinowej sali i nie oglądamy właśnie remake'u "Egzorcysty". Później znów wraca stary humor, ale wciąż znajduje kontrę w mocniejszych akcentach.

Czarnobrody przypomina Hannibala Lectera, który przestał się golić i ludzkie mięso zastąpił owocami morza, a scena, kiedy na oczach młodego księdza znęca się nad członkiem swojej załogi, ma w sobie coś z kuszenia. Połów syren to już natomiast czysty horror: obdarzone ciałami pięknych kobiet bestie wyskakują w powietrze, kłapiąc zębami i budząc skojarzenia z "Piranią 3D". Słowem, tytułowe "nieznane wody" nie są kojąco błękitne, tylko atramentowo czarne.

Reszta zostaje po staremu. Akcja pędzi do przodu, w powietrzu fruwają cięte riposty, a dziarski motyw muzyczny pompuje nam w uszy czystą endorfinę. Nie ma co narzekać - dostajemy to, za co zapłaciliśmy, chociaż to chyba najbardziej dwuwymiarowy film 3D, jaki widziałem w życiu. Trudno jednak opędzić się od poczucia obcowania z produktem. Jeśli popcorn, konsumowany podczas seansu pierwszej części, wydawał się wykwintnym daniem, to teraz nie można mieć złudzeń. To wszystko działa, ale czuć, że konwencja powoli się przeciera, że pękają jej szwy i wyłażą z niej sprężyny, i już przy okazji piątej odsłony całość może nie wytrzymać. Wystarczy, że hollywoodzcy producenci raz jeszcze wcisną "replay", a dobrze znana piosenka zabrzmi jak karaoke.

O dziwo, drugiej świeżości wydaje się tutaj przede wszystkim Johnny Depp, który w przynajmniej pięćdziesięciu procentach był odpowiedzialny za sukces poprzednich części. To przykład aktora własnoręcznie upupionego, rozmieniającego na drobne image "ekstrawaganckiego luzaka", który swoją najlepszą realizację znalazł właśnie w postaci Jacka Sparrowa. Nie trzeba mieć zaliczonych kilkunastu maratonów "Piratów z Karaibów", aby znać wszystkie jego sztuczki, wszystkie gesty i miny. Blaza z bohatera przeszła na odtwórcę.

Powiew świeżości przynosi ze sobą, grana przez Penélope Cruz, Angelica - histeryczna, chimeryczna i zwariowana. Kiedy pojawia się po raz pierwszy na ekranie, przebrana jest za Jacka Sparrowa i być może stanowi to wskazówkę odnośnie tego, jak powinny wyglądać kolejne części. Miejsce Deppa już niedługo będzie pod wiekiem skrzyni umarlaka. Nadchodzi czas na zmianę wachty.

6,5/10

Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marshall | zagranie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy